poniedziałek, 30 czerwca 2014

Między kamieniem, ziemią a asfaltem

Będzie trochę demotywująco. Będę jojczyć. A zatem uwaga: Olaboga, co robić???!!!



Już dawno (o ile kiedykolwiek) nie miałam takiego dylematu sportowego. Dylemat zaczął się po Biegu Wierchami, bo oczywiście się tam zaraziłam. Wredna bakteria "górolubus natrętus" przenikła do mojego organizmu i spowodowała, że wizja jesiennego maratonu w mieście zbladła jak obrazek wystawiony na słońce. Ze już nie wspomnę o planie półmaratonu (Praskiego czy tam Miedzeszyńskiego wzdłuż ekranów dźwiękoszczelnych, które znam na pamięć ;)). 

fot.: warszawa.gazeta.pl
Szykować się dwa miechy po to, żeby tłuc giczołami o asfalt najpierw przez godzinę z hakiem, a potem przez prawie cztery? Patrzeć w biegu znów na moje miasto? Na ekrany, na domy, przystanki? No tak, życiówka - chcę ją. To nakręca, a przynajmniej powinno. Ostatnio właśnie tak się zastanawiam, czy mnie życiówka w maratonie wystarczająco nakręci do letnich treningów. 


Na pierwszy rzut oka plan jest więc prosty - kobieto, jak ci nie pasi miasto, to biegaj w górach. Łatwo jednak powiedzieć. Żeby biegać w górach, to trzeba biegać w górach. Dla osoby z dziećmi, robotą, ograniczonym budżetem i miejscem stałego zamieszkania oddalonym od gór o jakieś 400 km to nie jest takie proste. Nie mogę sobie ot tak skoczyć na tatrzańskie czy beskidzkie szlaki. A chciałabym, bo zamarzył mi się Maraton Gorce 30 sierpnia.   

http://www.kroscienko.com/luban-rowerem/
No ale ok, do Biegu Wierchami jakoś udało mi się przygotować na nizinach, co zaowocowało niezłym wynikiem, a katowałam głównie warszawskie podbiegi i 2 razy Świętokrzyskie. Załóżmy więc, że dałoby się, chociaż na maraton w górach Agrykola mogłaby nie wystarczyć :) Jest też jednak i druga strona medalu i tu dygresyjne pytanie do drogich czytelników: 

CZY W WASZYM PRZYPADKU TEŻ ZDARZYŁO SIĘ TAK, ŻE BIEGANIE ZDOMINOWAŁO WASZE INNE AKTYWNOŚCI I SPORT, KTÓRY KIEDYŚ BYŁ TYM PIERWSZYM SPADŁ NA DALSZY PLAN, A CO ZA TYM IDZIE SPADŁY TEŻ WASZE OSIĄGI W TYM SPORCIE? 

Naprawdę jestem ciekawa. U mnie, co zauważyłam właśnie w ostatni weekend, ciężkie treningi biegowe od początku roku, a szczególnie w maju i czerwcu przełożyły się tak na wspinanie, że w ten weekend na Jurze chciałam walić głową o skałę albo schować ze wstydu do jakiejś jurajskiej jaskini. Ni ma mocy, no ni ma! Niby skąd ma być, skoro właśnie wspinanie stało się u mnie sportem nr 2, ale jak wbijasz się w drogę, która kiedyś była łatwa na rozgrzewkę, a teraz spadasz z niej bo palce i bicki sflaczały, to się robi przykro.  

No więc, myśli znów nerwowo krążą wokół startów. Co robić? Jak zapiszę się na Gorce - mogę zapomnieć o wspinaniu, bo będą znów hardcore treningi. Jak zapiszę się po prostu na Maraton Warszawski, może uda się wrócić do formy wspinaczkowej? Jest mętlik w głowie. 

PYTANIE PODSTAWOWE: CZEGO TAK NAPRAWDĘ CHCĘ? 
No i jest problem bo:  
1) Chcę znów wystartować w biegu górskim (no dobra, nie musi być maraton ani żadne ultra). 
2) Chcę pobiec w Maratonie Warszawskim i poprawić wynik (czyt. pobiec dając z siebie więcej) i może zbliżyć do 3:30- 3:35. Tylko, że te cyferki... co one znaczą? I co z tego że pobiegnę o 5 minut szybciej? 
3) Chcę się lepiej wspinać.


I masz ci babo placek! Wracamy do punktu wyjścia. Może w następnym poście opublikuję rozwiązanie problemu, ale chwilowo go nie widzę :)   

10 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Góry, góry, góry (czyli próba komcia;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak... Bieganie to ważna część mojego życia, ale... dbam o to, by nie przesłoniła ona innych aktywności i aspektów. Jestem klasycznym zodiakalnym bliźniakiem i uwielbiam różnorodność. Nie chciałabym też, by moi inni niż biegowi znajomi powiedzieli kiedyś, że o niczym innym niż bieganie nie da się ze mną porozmawiać.
    Ale z drugiej strony wiem też, że jak się kocha tę różnorodność jak ja i robi się wiele rzeczy na raz, to robi się je powierzchownie. Dlatego ja może i będę czerpać z bogactwa życia, ale nie będę miała tak doskonałych osiągnięć jak inni. Coś za coś.
    Jeśli zaś chodzi o sport, przed bieganiem moim numerem 1 był fitness. Jedno i drugie doskonale się u mnie łączy i uzupełnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale prawda jest taka, że jak się spotka grupa biegaczy to prawie zawsze gadają tylko o bieganiu. Co to Twojej "kombinacji", to faktycznie fitness i bieganie to idealny zestaw i wzajemnie uzupełniający :)

      Usuń
  4. dylemat faktycznie jest! jeśli miałabym cokolwiek podpowiadać, to jeśli z czegoś trzeba zrezygnować, a na coś można sobie pozwolić... z moim podejściem do cyferek, wybrałabym góry:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie Ci to nie pomoże ani trochę, ale przypomina mi się niejaki Laska i jego "Musisz sobie zadać za***iście ważne pytanie". A jeśli nie znajdujesz odpowiedzi, zawsze można rzucić monetą. Twoja reakcja na wynik rzutu morze się okazać odpowiedzią ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie doszłam do tego że opcja albo/albo nie wchodzi u mnie w grę :) biorę wszystko :)

      Usuń
  6. Cyferki nic nie znaczą, liczy się z nich satysfakcja ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, słusznie - tak na to trzeba patrzeć. W końcu żeby się poprawić na takim czy innym dystansie trzeba naprawdę wylac sporo potu na treningach :) Przynajmniej u mnie tak to działa :)

      Usuń