wtorek, 6 sierpnia 2013

Ach, kozicą być

No to i mnie trafiło. W góry chcę. Biec, patrzeć na szczyty, na doliny, padać na pysk, wstawać, iść, biec i znów padać na pysk. Tak tego chcę.



Od samego chcenia do robienia droga jednak daleka, więc podjęłam pewne kroki. Po pierwsze zapisałam się na obóz Tatra Running - dopiero w listopadzie co prawda, ale już się na niego cieszę jak górska kozica na koniec sezonu turystycznego.

Krok nr 2 to pomysły na cel czyli start w górach. To nie takie proste.
Zaczynamy od maratonu? Nieee.. Maraton owszem  - ale raczej po płaskim w kwietniu, a poza tym nie będę startować z grubej rury, bo ja chcę to przebiec, przynajmniej w większej części. Marzyłby mi się oczywiście Maraton Karkonoski, ale warunki panujące w tym roku czyli >30 st. czynią z niego Sado-maso-raton Karkonoski. Snułabym się tam pewnie w charakterze czerwonej latarni i tyle by z tego było.

To może na początek Bieg Sokoła w Tatrach. Na Mardułę jako górską inicjację chyba się nie zdecyduję ;-)



Ewentualnie jak nie duży bieg w górach, to może "bieżek". Jak nie Rzeźnik, to może Rzeźniczek :) Ale Rzeźniczek dopiero na koniec czerwca, czyli trochę późno.

Tak więc wstępnie Sokół to mój typ na dziś. Termin mi pasuje. Dystans mi pasuje. Przewyższenie też ładne: +1066 m/ -878 m. A miejsce jeszcze ładniejsze - uhmm, Taterki  :) Tylko zdrowie musi dopisywać, a co dalej, to się zobaczy.

A może znacie i polecacie jeszcze jakieś inne biegi dla początkującej kozicy a raczej kozy?

W każdym razie niedługo trza się brać za trenowanie podbiegów i zbiegów - na razie agrykolskich, belwederskich i falenickich :) Planuję też wreszcie start w Biegach Górskich w Falenicy. Ostatnio robię tam podbiegi przecież co tydzień, więc miejscówka jest mi dobrze znana. Tylko butów z kolcami jeszcze nie mam, a tam w zimie niezłe lodowisko bywa, z tego co pisali ci, co tam biegali.

A następny mój post będzie plikiem znalezionych przeze mnie informacji (mogę to też ładnie nazwać "kompendium") o tym, jak trenować zbiegi. Tak, tak, nie podbiegi tylko właśnie downhill running czyli "jebudu na łeb na szyję".

9 komentarzy:

  1. Kolejna osoba złapała bakcyla biegania po górach. Dobrze, że ich u nas w kraju dostatek :)

    Może coś z tego: http://www.mountainmarathon.pl/zawody.html
    chociaż termin z tego co piszesz raczej nie będzie pasował.

    OdpowiedzUsuń
  2. To może Sowa? Jest zaraz ale dystans malusi, tak na spróbowanie to już coś :) http://www.bieg.wielkasowa.net

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłby świetny pomysł, naprawdę - niestety sprawdziłam opcje dojazdu i miejsce biegu jest ode mnie cholernie daleko i nie za bardzo będę mogła 18-tego tam pojechać, bo ani czasowo ani finansowo mi się nie składa, tym bardziej, że chwilę potem jadę nad morze. Ech, szkoda, szkoda :(

      Usuń
    2. Szkoda szkoda :( No ale nic straconego. Biegów po górach mniejszych czy większych u nas dostatek:)

      Usuń
  3. Bieganie w górach musi zapierać dech dosłownie i w przenośni, gdy ostatnio schodziłam z Kasprowego widziałam grupę biegaczy radosnie wbiegających na górę, wielki podziw :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten 15-kilometrowy brzmi sensownie na początek. A potem ani się obejrzysz, jak będziesz górskie maratony zasuwać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to już nie masz wyboru. Musisz trenować i w przyszłym roku wytarować w jakiś zawodach górskich. Mówię Ci, że takiej zabawy nie ma na żadnym płaskim biegu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja też chciałbym wystartować w górach. Może w przyszłym roku? :)

    OdpowiedzUsuń