Na Stadionie zaczęłam więc trochę marudzić, szczególnie jak dostałam zadyszki po przebiegnięciu 200 m od samochodu do biura zawodów. Wojtek próbował podnieść moje morale mówiąc że "no stres, bo to tylko trening interwałowy", ale wszyscy wiemy że na treningach nie strzelają z pistoletu, a jak już sobie przypniesz numer startowy i wszyscy wokół mają też takie numery i pałeczki, to już żadna ściema, że to niby trening do ciebie nie przemówi.
Wstępnie pocieszające, chociaż w sumie dziwne było to, że na starcie stawiło się naprawdę mało zespołów. W Biurze powiedzieli nam że będzie koło 50, ale okazało się że biegły 33 pary (zresztą w bardzo różnym wieku). Teraz z perspektywy czasu mogę tylko wszystkim parom biegaczy powiedzieć "żałujcie, bo było super". Byli nawet Spartanie, a dokładnie znajoma Spartanka Justyna i Spartanin.
A jak to się potoczyło? Zwycięzcę zobaczyłam już przed startem, kiedy podczas rozgrzewki minęła mnie na pętli zielono-zółta rakieta z napisem Warszawiaky - oczywiście Bartosz Olszewski. Miło było popatrzeć jak fajnie i szybko ten kolega biega. Na normalnych startach mogę go co najwyżej pooglądać mijając strefę VIP w drodze do odległego sektora, tu miałam przyjemność być dublowaną przez Bartka ;-) i patrzyłam sobie w jakim tempie odjeżdza.
Ogólnie to nie nastawialiśmy się na żaden wynik, ale oczywiście chcieliśmy pobiec tak szybko jak się da. No i w sumie wyszło dość szybko. Biegło nam się fajnie, pałeczki udało się nie zgubić - ani na trasie ani przy zmianach. Zrobiliśmy 14 kółek (Wojtka Garmin zmierzył 984 m na jednym okrążeniu) w ciągu 58 minut z groszami. Ja biegłam na czuja, czyli bez żadnego urządzenia pomiarowego. Może dlatego pierwsze kółko zrobiłam w 4:04, podobnie jak czwarte. Pozostałe po 4:15, 4:16, a ostatnie jak już robiłam bokami w 4:40. Wojtek szaleniec wyrwał za to do przodu na swoim pierwszym w 3:43 i potem trochę się to zemściło i kółka były wolniejsze, ale na ostatnim też miał 3:40.
Fajnie się biegło koło innych dziewczyn z pałeczkami, całkiem motywujące były próby ich doścignięcia, za to najgorsze te okrążenia, gdy akurat nikogo przede mną nie było. Naturalnie motywacją do zasuwania była chęć jak najszybszego dotarcia do strefy zmiany i przypodobania się partnerowi "O już jesteś, tak szybko?" ;-)
Ogólnie jednak okazało się, że jakaś tam para w nogach z zimowej orki została i zasadniczo Ursynowska Piątka 15 czerwca będzie na pewno dobrą okazją żeby troszkę spróbować urwać z mojej obecnej życiówki.
Wracaliśmy na lekko miękkich nogach, bo tak jak próbował mi wmówić Wojtek - był to naprawdę dobry trening interwałowy. Zajęlismy 9-te miejsce na 33 pary i wygralismy w drodze losowania po worku "na kapcie" adidas adizero wypelnionym Powerade'ami.
Czasy bardzo ładne, nie ma co się skarżyć! A na Ursynowskiej piątce to się pewnie spotkamy bo też jestem zapisany :)
OdpowiedzUsuńLubię takie kameralne imprezy, zawsze jest super atmosfera :)
OdpowiedzUsuńale fajnie :D no i gratulacje wygranej ;)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie mogliśmy w tym wziąć udziału a po przeczytaniu Twojej relacji - jeszcze bardziej :) Gratulacje!
OdpowiedzUsuńPomysł super - o ile na się parę ;-) A jak dokładnie wyglądało przekazywanie pałeczki?
OdpowiedzUsuńWyglądało sprawnie ;-) A tak naprawdę to zrobili w strefie zmian "2 tory" oddzielone barierką - oddający pałeczkę biegł przez bramę start-meta a odbierający czekał za barierką i odbierał "przez płot" a potem tory się schodziły w jeden.
UsuńFajnie się bawicie ;-)
OdpowiedzUsuń