niedziela, 14 kwietnia 2013

882 dla 42

No, to plan treningowy uważam oficjalnie za zakończony. Dziś było ostatnie wybieganie (niestety skrócone, bo choram na gila i gardło), a od jutra procedura przedstartowa (tu werble!).
Oj, ZNP (Zespół Napięcia Przedstartowego - copyright by Emilia) będzie w pełnym rozkwicie ;-).

Powiedzieć, że chodzą mi po głowie różne myśli to mało - one mnie po prostu bombardują.
Czy zdążę się wyleczyć, a nawet czy nie rozchoruję się bardziej? 
Jak biec?
Co na siebie włożyć?
Czy zdołam utrzymać planowane tempo?
Czy nie zapomnę, żeby biegnąc pchać miednicę do przodu? (nie plastikową na wypadek choroby lokomocyjnej tylko własną)
Czy uda się uniknąć tojtoja na trasie?
Czy w ogóle dam radę dobiec do mety?

Raz jestem w swoich rozmyślaniach optymistką (ludzie, dwoje dzieci urodziłam naturalnie, w tym drugie z godzinną fazą skurczy partych, a maratonu nie przebiegnę?), a raz zalewa mnie potok czarnych myśli (eee, prąd mi wyłączą na 30-tce i tyle będzie z wyniku)  
Pytania, pytania - wizualizacje w głowie :) Trasę trochę znam - wiem, czego się spodziewać. Pogoda nie jest ważna z wyjątkiem wiatru, a ma być 3B z północy czyli po nawrotce trochę ciężej będzie.

Przygotowałam się na tyle, na ile mogłam. Dzięki mojemu Planodawcy czyli Kubie Czaji odwaliłam kawał roboty. Bez takiego planu, wsparcia oraz monitoringu z jego strony raczej bym się do niej nie zmusiła. I pomyśleć, że dla tego jednego dnia, w którym trzeba przebiec 42,195 km, zrobiłam tych kaemów 882 od chwili rozpoczęcia przygotowań. Przyszła niedziela pokaże efekty. Oczywiście niezależnie od efektów, plusów maratonu jest mnóstwo  - na przykład nie zaszyłam sie na zimę w domu pod kocykiem, na przykład wcale nie chorowałam tej zimy (o ironio!).  Ale jeszcze fajnie by było dostać wisienkę na torcie w postaci osiągnięcia wymarzonego wyniku :)

"Antycypując" pomaratońską pustkę, która pewnie nastąpi, porobiłam już wstępne plany na resztę roku. Po pierwsze będzie mała wolta w priorytetach. Będzie bardziej w górę niż do przodu czyli muszę porządnie zabrać się za wspinanie, którego w sumie nie przerwałam, ale na pewno wspinałam się bardziej lajtowo niż wcześniej. Jednak nie da się na maxa biegać i na maxa wspinać, przynajmniej jeśli o mnie chodzi. A zatem po majówce zaczynam ładowanie na ściance, w letnie weekendy Jura, a na jesieni tydzień w skałach w Turcji (na który mam już bilecik) :) Nawet specjalnie pod tym kątem zamówiłam sobie na urodziny nowe butki wspinaczkowe:

Nowa Miura vs. stara Miura - w porównaniu do butów wspinaczkowych, zużycie butów biegowych po roku to pikuś :)

Bieganie też będzie - na pewno jeden albo dwa półmaratony (w lipcu wyjazdowy wokół jeziora, we wrześniu Piła lub Tarczyn).

Jezioro ;-)

Szkoda, bo wygląda na to, że nie będzie w tym roku Biegu Ursynowa, gdzie rok temu zrobiłam fajną życiówkę na 5-tkę, ale coś innego pewnie się znajdzie. Bo 5 i 10 km też bym chciała gdzieś polecieć.

Tymczasem skupmy się na "tu i teraz" bo rusza procedura przedstartowa czyli relaks, nawadnianie i wielkie oczekiwanie :)  
 

7 komentarzy:

  1. kochana wyluzuj cycochy!!! dasz radę!!! podobno drugim razem jest gorzej...przed startem bo już wiesz jak to boli :) 3mamy kciuki, supły na ogonach zawiązane!!! goooooooooooo

    OdpowiedzUsuń
  2. Relaksuj sie i wypoczywaj i staraj sie cieszyc nadzchodzaca niedziela, w koncu to biegowe swieto. Mam juz wolne kciuki po Lodzi i Wiedniu to zaczynam trzymac za Orlen :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Relaks i wypoczynek - na luzaku gardło wyleczysz i będzie dobrze, nie ma co do tego wątpliwości!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dbaj bardzo o siebie - szaliczek i te sprawy bo przeziębienie może osłabić formę w tym najważniejszym dniu! Powodzenia, będziemy kibicować z Potockiej Kępy!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Powodzenia w niedzielę. Trzymam kciuki za super wynik!

    OdpowiedzUsuń