Jeju, ale mi się dobrze biega :) Od powrotu z wakacji postanowiłam wdrożyć jakiś plan przygotowania do półmaratonu, no bo w końcu 16-ty września tuż tuż, a moje kilometraże leżą i kwiczą. Oczywiście nadal będzie to niestety tylko 3x w tygodniu ze względu na wspinanie, którego nie odpuszczę i już!
No w każdym razie ostatnie porządne przebiegnięte naście było w lipcu i wtedy na 13-tym kilometrze już zdychałam. Przedwczoraj wybrałam się z rana do lasu na wolne wybieganie z planem zrobienia 14 km. Szło świetnie. Po drodze zostałam Spiderwoman, dzięki pajęczynom porastającym wąskie ścieżki Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Ściągając nerwowo z twarzy klejące nitki utrzymywałam tempo 5:55-6:00 (jak się okazało w lustrze po powrocie, kilka pajęczyn dowiozłam we włosach do domu, dobrze że bez właściciela).
Po godzinie - zero zmęczenia, więc postanowiłam wydłużyć trening do 15 km z szybkim finiszem, do czego zainspirował mnie wpis Mausera - FFLR :) czyli Fast Finish Long Run. W sumie czułam, że mogłabym i więcej biec, ale w domu nerwowo już pewnie przebierał nogami Wojtek w oczekiwaniu na swoją kolejkę biegową. Zatem po 13 km, stanęłam i najpierw wykazałam się niebywałą umiejętnością obsługi Garmina wyłączając swoj trening i słuchając Garminowych "fanfar" (na szczęscie trening sie zachował), a potem ustawiłam nowy i ruszyłam do w miarę szybkiej końcówki. Wyszło 2 km w tempie 5:05-5:10 co jest dla mnie podobno tempem progowym wg J.D. Zmęczenie poczułam dopiero przed domem. Mam nadzieję że to procentują biegi na Krecie i właśnie odbieram nagrodę za wstawanie na wakacjach o 6:30 albo 6:50 :)
W każdym razie nieźle to rokuje na Tarczyn i oby nic się nie popsuło. Mówiąc szczerze zupełnie nie wiem, jaki wynik osiągnę w swoim pierwszym półmaratonie - liczę na coś w okolicach 1:50:00 (może być ciut ponad :-D), powyżej 1:55 przyjmę z mieszanymi uczuciami, a więcej niż 2:00 z pokorą. Co prawda po drodze w planach mam jeszcze wypad skałkowy, który pochłonie następny weekend, podczas którego mogłabym zrobić kolejne, jeszcze dłuższe wybieganie, ale jak wiadomo serce ciągnie mnie do skał i wygrywa z rozsądkiem, więc jakoś będę musiała poprzestawiać dni tygodnia, żeby kolejne półtorej godzinki biegu gdzieś wcisnąć.
Póki co we wtorek mam w planie bigos biegowy czyli 12 min BS + 2 x 10 min P (5:06) z przerwą 3' + 3 x 3 min I (4:50) z przerwą 1' + 6 min BS. Podobno jak się nie ma za dużo dni na bieganie, to właśnie dobrze jest łączyć różne elementy treningowe. Przekonam się czy to prawda już pojutrze.
Trzy treningi w tygodniu w zupełności Ci do szczęścia wystarczą :-) Powodzenia!
OdpowiedzUsuńNo pewnie, ja też tylko 3x biegam i wystarcza :) tylko podobno jeszcze ze dwa razy trzeba w inne dni się jakoś poruszać aerobowo.
OdpowiedzUsuńMi też się podobają biegi kończone coraz szybciej, spróbuję dzisiaj wieczorem :) no i zobaczymy czy i u mnie wakacje coś poprawiły czy popsuły..
3 treningi plus cała siła, którą robisz przy okazji skał to naprawdę pełnia szczęścia pod półmaraton. Niech Ci się dalej dobrze biega, wspina i ściga :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że 3 treningi wystarczą. W moim planie treningowym mam sporo takich bigosów biegowych (świetne określenie! :-) i bardzo je lubię! Wygląda na to, że jesteś dobrze przygotowana do półmaratonu. Będę trzymać kciuki!
OdpowiedzUsuńEch, no mam nadzieję że wystarczą, a zresztą chodzi o to żeby ustanowić jakiś punkt odniesienia a nie pobić życiówkę, bo jej jeszcze nie ma:)
OdpowiedzUsuń@Leszek - w pozostałe dni poruszam się aerobowo, chociaż raczej też siłowo w pionie ;-)
Dzięki wszystkim za słowa otuchy, już w sumie nie mogę się doczekać tego biegu :)
ps. będę w koszulce Blogaczy