Za 7 dni Gdynia (hurra!) czyli Nocny Bieg Swiętojański, do którego staram się jako tako przygotować, np. w ostatni czwartek w Łazienkach. Uwielbiam ten park, ale ostatnio rzadko tam bywam, więc mając możliwość pognałam do Łazienek sprawdzić, co się zmieniło - szczególnie w kontekscie nowej Głównej Alei. No i moim zadziwionym oczom ukazało się coś, co określiłabym jako... najdłuższy jaki w życiu widziałam podjazd pod budkę, w której miły pan pyta: "Dla Pani kurciak w pięciu śmakach ci makaron z waziwami?" Jakieś lampiony, smoki na czerwonych patykach wzdłuż całej alei - dżiza - średnio mi się podoba. Chyba że to ci Chińczycy z konsorcjum, co porzuciło autostradę, zostali teraz sponsorami renowacji naszego parku. W każdym razie pozytywne jest to, że Główna Aleja jest obecnie ziemna, a nie asfaltowa, co zdecydowanie sprzyja biegaczom preferującym "urban trail".
Tu wygląda nieźle, ale w realu trochę gorzej. |
Z Łazienek pobiegłam na Agrykolę i tam zrobiłam 4 pełne podbiegi w chwilach słabości powtarzając sobie "dawaj dawaj bez marudzenia, będziesz mocniejsza".
Dziś za to była poranna randka biegowa z mężem czyli wspólne długie wybieganie w liczbie 13 km w tempie 5:50 po naszym pięknym lesie wawerskim. Po ścieżkach, przez chaszcze, po piachu, koło bagna czyli gdzie popadnie, ale było super. Oczywiście na ostatnim kilometrze, kiedy słonko już dawało ostro, a w bidonie było pusto, wydobywały się ze mnie jedynie pomruki typu "o ja p.. już nie mogę", ale jakoś mój zając mnie zmotywował i dobiłam do 13.04 km.
Co do wspinania to w najnowszym Runnersie wspinanie jest jedną z propozycji wakacyjnego crosstreningu dla biegaczy :) Piszą, że to "jedna z popularniejszych dyscyplin ostatnio, która (...) dostarcza dużej dawki adrenaliny, mięśnie pracują izometrycznie i zdecydowanie poprawia się ich siła". Zdaniem Runner'sa "bieganie jest jednym z elementów treningu amatorów wspinaczki (tak tak to o mnie!!), ale działa też w drugą stronę, bo biegacze dzięki wspinaniu się poprawiają siłę". Zdecydowanie się z tym zgodzę. Wbrew pozorom kluczowe we wspinaniu są nogi, a nie ręce, więc faktycznie - silnie mięśnie nóg to podstawa.
No i jeszcze bardzo prawdziwe zdanie "wspinanie wymaga ogromnej koncentracji, dzięki czemu potrafi oderwać mysli od wszystkich problemów". O tak, tu jest właśnie ta różnica między dwoma sportami. Podczas gdy trening biegowy to czas, gdy przez głowę może ci przelatywać tysiące myśli i między 5-tym a 15-tym kilometrem można ułożyć sobie plan na kawałek życia, w trakcie wspinania nie zdarzyło mi się rejestrować w głowie czegokolwiek poza sekwencją ruchów na skale czy docierającą do mózgu informacją, że właśnie nadszedł czas, żeby się bać, bo ostatni punkt asekuracyjny jest 2 metry pode mną".
Udało mi się być w skałach w ostatni weekend i dzięki super warunkom pogodowym trochę powalczyłam. Najbardziej cieszę się z drogi "Zimne łapki" VI.1+ na skale Okiennik, która była od dawna moim planem i "krucjatą". Co prawda na sam koniec, już po wpięciu ekspresa do ringa zjazdowego nie wiadomo dlaczego złapałam za ten ekspres, ale całą drogę przeszłam bez odpadnięcia, chociaż lekko nie było. Naprawdę nie myślałam wtedy o niczym innym niż o tych maciupkich skalnych dziurkach, w które muszę włożyć palce i w których mam stanąć czubkami butów, bo są jedynym punktem mojego zaczepienia w wapiennej ścianie.
Post scriptum:
A tu widoczek z cyklu ile miejsca zajmuje bieganie w moim życiu. Oj zajmuje :) Co prawda te półki są wspólne - moje i Wojtka.