wtorek, 13 września 2011

re re kum kum

Szukając kiedyś fajnego biegu na 5 km w okolicach początku września trafiłam w internecie na Frog Race rozgrywany niedaleko W-wy pod Piasecznem.
Frog Race to impreza rodzinna, bo jest tam nie tylko fajne 5 km, ale i dycha, a dodatkowo mogą biec dzieci (od 100 m do 1000 m) i wszystkie po biegu dostają nagrody. Okazało się też, że nie trzeba pokonać dystansu skacząc żabką, tylko nazwa się bierze od położonej w pobliżu wsi Żabieniec. To by był dopiero hardcore - dycha żabką :)


W każdym razie niezwłocznie zapisałam całą naszą rodzinę (bo wszystkim się podobało rodzinne bieganie w lutym w Wiązownie), zapłaciłam za pakiety dla dorosłych i pojechałam na wakacje.

No i nadszedł 10 września 2011 r. czyli dzień biegu, a wraz z nim ... wielka rozsypka:
- Pierwszy zawodnik czyli załóżmy ja - nie kwalifikował się nawet na 100 m z powodu więzadła
- Drugi zawodnik czyli Wojtek również odpadł bo: a) objawy grypowe, b) spuchnięte  kolano po motorze
- Trzeci zawodnik czyli mały Tomek miał gila do pasa i bronchito-podobny kaszel
- Pozostał na placu boju czwarty czyli Bartek - nasza jedyna i godna reprezentacja.

Wcale mu nie było w smak startować solo, ale jakoś udało się przekonać, że trzeba ratować honor rodziny. Co prawda okazało się, że w międzyczasie urosła mu noga i adidasy są za małe, ale matka poratowała własnymi Asicsami, na szczęście nie różowymi.

Pogoda na bieg była wymarzona czyli ok. 15 stopni i słońce. Okoliczności też, bo rozgrywano bieg w pięknym lesie.  Po wymuszeniu jakiej takiej rozgrzewki na dziecku (ale po co ja mam truchtać, przecież zaraz będę biec) wystawiliśmy naszego Bartka na linii startu. Niestety jak zwykle okazało się, że bateria w aparacie padła po pierwszym zdjęciu, bo nikt nie sprawdził czy naładowany, więc pozostały nam piksele w telefonach.

w tle próby rozgrzewki, z przodu niezmotywowany kibic




 Strzał startowy, ryk quada prowadzącego i poszły dzieci w las. Emocje nie trwały długo, jak to na biegu na kilometr, ale liczy się jakość nie ilość. Bartek wpadł na metę w pięknym stylu i ustawił się w kolejce do pani "stoperowej" zdejmującej z koszulek karteczki z nazwiskiem. Co do nagród to były to paczki ciastek, ale cóż, Bartek musial się zadowolić uściskiem ręki pani, bo po uścisku pani powiedziała mu "Ojej, ale ciastka właśnie mi się skończyły".

to ten trzeci :)
 Nasz bohateiro miał minę trochę średnią, wody też mu nie dali, więc pokuśtykałam z nim na poszukiwanie H2O, a przy okazji wydębiliśmy odłożone gdzieś na bok ciastka. Mówiąc szczerze było to niezbędne, gdyż kibic młodszy czyli Tomek donośnie domagał się jedzenia, a organizatorzy chyba nie pomysleli o stoisku gastronomicznym.

Ogólnie impreza spoko, kolejna cegiełka do budowy "świadomości biegacza" u naszego Bartka. Bieg na 5 km też pewnie byłby bardzo fajny, więc za rok wpisuję sobie Frog Race do kalendarza.  Ciekawa też jestem bardzo, czy zdążę się przygotować na tegoroczne Biegnij Warszawo 2 października, czy znów przysponsoruję organizatora płacąc i nie odbierając pakietu.

4 komentarze:

  1. Brawa i gratki dla Bratka! Pozdrowaśki dla całej Rodzinki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miałem ochotę rok temu pobiec w Żabieńcu. Muszę kiedyś się tam udać. A organizatora BW nie warto sponsorować - odbierz chociaż koszulkę. W tym roku dość wyjątkowa - z długim rękawem.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, wcięło mój komentarz :( To jeszcze raz: gratulacje dla dzielnego reprezentata, którego podejście do rozgrzewki bywa mi bardzo bliskie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No to honor rodziny uratowany. Gratulacje dla młodego biegacza!

    A w ogóle, to wygląda na bardzo fajną imprezę.

    OdpowiedzUsuń