Na początku chciałam wyjaśnić, że tytuł może sugerować wyśmiewanie się, ale prawda jest taka, że ten człowiek i jego przedsięwzięcie ABSOLUTNIE mnie fascynuje i mam dla niego wielki szacunek.
Codziennie od 18 dni, otwieram rano oczy, chwila na dojście do siebie, wstaję, woda, kawa i klikam Instagram, a na nim profil "Colin O'Brady". No to co tam dziś słychać na Antarktydzie?
Śledzących tak jak ja wyprawę Colina O'Brady'ego są tysiące - poprzez jego stronę www, bezpośredni link do jego lokalizatora GPS, jego instagram czy twitter. Gdyby ktoś z Was nie słyszał jeszcze o tym gościu, to poniżej krótki opis jego projektu, który się właśnie toczy:
- Ten 33-letni amerykański sportowiec, z rekordem prędkości zdobycia Korony Ziemi i ukończonym Explorers' Grand Slam (L.D.) (zdobycie Bieguna Płn., Bieguna Płd. i Korony Ziemi) postanowił dokonać tego, czego nie dokonał dotąd nikt, chociaż wielu próbowało. Chce przejść samotnie i bez wsparcia trawers Antarktydy. Jego 1000-milowa podróż z ważącymi początkowo 200 kg saniami przez zamarznięty kontynent ma potrwać 70 dni. Do tej pory nikomu się to nie udało. Mamy dzień 17-ty - póki co Colin napiera mimo white-outu,"wmordewindu" o prędkości 60-70 km/h, mrozu -30C (co w połączeniu daje temperaturę odczuwalną -65C), szczelin, nierówności, w których utykają sanie i przede wszystkim wspinaczki, bo Antarktyda płaska nie jest (biegun płd. znajduje się na wysokości 2835 m npm).
Cały ten wyczyn jest moim zdaniem ostatecznym testem na wytrzymałość ludzkiego organizmu, który w warunkach fizycznego bólu, zimna, zmęczenia i samotności powinien się poddać, bo tak dyktuje nam fizjologia i procesy zachodzące w mózgu. A jednak organizm Colina nie poddaje się.
Zaraz, czy ja powiedziałam "samotności"?
Colin idzie sam, ale dzięki soszial media z których korzysta, dzięki selfiaczkom, które sobie strzela podczas wyprawy, każda osoba wyposażona w dostęp do internetu może obejrzeć strój, w jakim się porusza, zajrzeć do jego namiotu, do garnka, dowiedzieć się, jaką zupę je i przeczytać, o czym myśli albo jakich piosenek słucha. W komentarzach były nawet propozycje, żeby opisał jak sika i robi dwójkę, serio!. Codziennie pojawia się na instagramie zdjęcie z jego wędrówki i krótki opis. (Colin korzysta z telefonu satelitarnego, który ładuje przy pomocy baterii słonecznych. Zdjęcia i opis wysyła do żony, która następnie robi upload na jego profil). Każde zdjęcie lajkuje codziennie średnio 7-8 tys. osób, a ok. 200-300 komentuje wysyłając mu słowa ogromnego wsparcia.
Ktoś mógłby powiedzieć phi, gwiazdor, powinien skupić się na celu, a nie brylowaniu w soszialu. Ale tak naprawdę to uważam, że wykorzystanie internetu do newsów na temat jego wyprawy jest z kilku powodów genialnym pomysłem.
My jako kibice nie tylko możemy się ekscytować ekstremalnym wyczynem, ale przede wszystkim dzięki zdjęciom i opisem dostajemy naprawdę ciekawe informacje o tym kontynencie. Ja na przykład włączyłam 2 dni temu do swojego słownika wyraz "sastrugi" (wiecie, co to?) i dowiedziałam się, jakie zwierzęta żyją na Antarktydzie ;-).
Dla mnie i dla wielu innych sportowców-amatorów Colin jest poza tym gigantyczną motywacją. Jego słowa zapadają w pamięć i w chwilach słabości wracają powodując, że jakoś łatwiej mi przezwyciężyć trudności.
I was battered by a 30mph headwind for eight hours until it finally calmed a bit at the end of the day. To make matters worse, the wind kicked up a ton of loose snow so it was hard to pull the sled through all the drifts. At one point I could barely see my skis below me as they were buried.
There were several times I considered stopping [...] I wanted so badly to quit today as I was feeling exhausted and alone, but remembering all of the positivity that so many people have been sending, I took a deep breath and focused on maintaining forward progress one step at a time and managed to finish a full day. Now from the relative warmth of my tent I can see that days like this are where the growth happens and confidence builds for the even more challenging days ahead. Today may not have been my longest mileage day but it was my most mentally tough.
Jak widać z powyższego wpisu, dla niego, z pewnością pełnego motywacji wewnętrznej i zdeterminowanego, aby zakończyć to historyczne wyzwanie sukcesem, komentarze ludzi są równie ważne. Wiadomo, że kibice dają sportowcom motywację zewnętrzną. Ich słowa potrafią dodać skrzydeł i nieść po trasie, chociaż chwilę wcześniej zawodnikowi zdawało się, że nie ma siły stawiać kroków i padnie pod najbliższym drzewem. Ile razy zwykłe "dajesz!" czy "nie poddawaj się, uda ci się!" podniosło nas z kolan na zawodach.
A więc Colin idzie sam, ale ma bezpośrednie mentalne wsparcie tysięcy innych osób. Taki Shackleton XXI wieku. Pamiętam, że podczas mojej mini wycieczki na Lofoty, zamieszczanie co wieczór postów na FB i świadomość, że jestem widoczna na mapie, bo mam lokalizator GPS, działało na mnie bardzo motywująco. Dlatego nie ma co się wyśmiewać czy negować takiego medialnego podejścia do samotnej wyprawy. To czysty układ win-win. Zresztą chyba staje się już regułą, że wyprawy w najdalsze, niedostępne zakątki globu są obecnie relacjonowane niemalże na żywo. Pamiętacie akcję ratunkową pod Nanga Parbat? Praktycznie co 15 minut wpadała informacja o jej przebiegu i siedząc w domku w ciepłych kapciach mogliśmy "uczestniczyć" w sprowadzaniu Elisabeth Revol do obozu przez Bieleckiego i Urubko.
A więc Colin idzie sam, ale ma bezpośrednie mentalne wsparcie tysięcy innych osób. Taki Shackleton XXI wieku. Pamiętam, że podczas mojej mini wycieczki na Lofoty, zamieszczanie co wieczór postów na FB i świadomość, że jestem widoczna na mapie, bo mam lokalizator GPS, działało na mnie bardzo motywująco. Dlatego nie ma co się wyśmiewać czy negować takiego medialnego podejścia do samotnej wyprawy. To czysty układ win-win. Zresztą chyba staje się już regułą, że wyprawy w najdalsze, niedostępne zakątki globu są obecnie relacjonowane niemalże na żywo. Pamiętacie akcję ratunkową pod Nanga Parbat? Praktycznie co 15 minut wpadała informacja o jej przebiegu i siedząc w domku w ciepłych kapciach mogliśmy "uczestniczyć" w sprowadzaniu Elisabeth Revol do obozu przez Bieleckiego i Urubko.
Ale żeby było ciekawiej, to tak naprawdę Colin O'Brady nie jest na Antarktydzie sam. Nowych Shackletonów jest dwóch.
Równolegle z nim ruszył w tym samym kierunku i z takim samym planem kapitan armii brytyjskiej, były żołnierz Marines Louis "Lou" Rudd. Bardziej po cichu, bez instagrama i twittera (chociaż z facebookowym foto-pamiętnikiem z wyprawy), ale z równie wielkimi, a może nawet większymi szansami na powodzenie wyprawy.
Zdjęcie Colina
Zdjęcie Lou
Rudd jest starszy o kilkanaście lat od O'Brady'ego, ale mega doświadczony, z dwoma bardzo długimi wyprawami na Antarktydzie na koncie i zamiarem oddania tą wyprawą hołdu swojemu przyjacielowi Henry'emu Worsleyowi. Worsley w 2016 podjął próbę samotnego przetrawersowania Antarktydy, ale na 30 mil przed końcem podróży wezwał pomoc i w ciężkim stanie zmarł w szpitalu.
Colin i Louis - młodość kontra doświadczenie. Wystartowali w odstępie jednej mili i ok. 15 minut.
Bardzo jestem ciekawa jak to się potoczy. Ile wytrzymałości ma w sobie człowiek? Póki co każdy z nich idzie sam, ale może przyjdzie taki dzień, że się spotkają i pytanie co wtedy. Jakie decyzje w tych ekstremalnych warunkach podyktuje każdemu z nich mózg? Czy wykończeni psychicznie samotnością a pewnie też fizycznie, trudami wyprawy, zdecydują się iść razem, wiedząc że mają wspólny cel który może ich zjednoczyć, czy dalej będą rywalizować o tytuł pierwszego człowieka, który samotnie pokonał Antarktydę.
Ech, to wszystko jest po prostu dla mnie fascynujące :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz