raz asfalt, a raz górski szlaczek.
Ale po co Ty piątkę po asfalcie biegniesz? Przecież ty góralka jesteś - tak mi ostatnio ktoś powiedział.
Oho, pomyślałam sobie - no to jestem w szufladce, szufladce pełnej ultrasów. A przecież tak naprawdę, to wcale nie obraziłam się na asfalt i biegi uliczne, a nawet wręcz przeciwnie - zachciało mi się ich ostatnio tak dla odmiany.
Nie odkrywam Ameryki - mnóstwo moich znajomych biegaczy i biegaczek startuje tu i tu - na szybkie piątki i dychy, w triathlonach i na 100-kilometrowe ultra. Żeby nie było nudno i jak sądzę, żeby być lepszym biegaczem.
Bo to się wszystko tak pięknie uzupełnia - szybkość na ulicy daje lepsze tempo na górskim szlaku, a siła nóg zdobyta na górskich podejściach i zbiegach procentuje potem na dyszkach. Więc po co się ograniczać.
Mój tydzień treningowy od paru lat wygląda tak, że mieści w sobie elementy szybkości (kilometrówki albo krótsze szybkie odcinki), wytrzymałości (długie wybiegania albo BNP) i siły (crossy w lesie lub schody). I może dzięki temu tak lubię bieganie, bo nigdy nie jest nudno. Ómarłabym gdybym miała 4x w tygodniu klepać chodniki w tym samym tempie.
4 x 400 m + 3 x 500 m + 3 x 200 m - uwielbiam takie zabawy. Sześć pętli na falenickich górkach - miodzio. Nawet schody na klatce u mojej mamy lubię, bo mogę sobie w przerwach pogawędzić z panią dozorczynią co mopuje klatkę. "Usiadłaby już Pani, po co się tak męczyć" - mówi pani wycierając swoim mopem pot, którym zalewam klatkę.
A ten Bieg Ursynowa, co go zamierzam pobiec 11 czerwca, to trochę tak z przekory. Wiadomo, szybka piątka to bieg w trupa na bardzo wysokim tętnie. Organizm musi działać jak świeżo naoliwiona maszyna, bo tu nie ma czasu na marsz czy chwilę zawahania. Odpalasz wrotki na starcie i rura. Chcę sprawdzić swoje możliwości, zobaczyć ile jeszcze tego u mnie zostało bo zgodnie z wiedzą ludową i ogólną rekordy na takich dystansach są dla młodych wilków. Ale może i mi się uda pocisnąć na miarę moich możliwości. Ciekawe o ile sekund (nie daj Boże minut :D) minę się z moją ostatnią życiówką sprzed chyba 3 lat.
Za tym idzie też mój plan poprawy w maratonie na jesieni. Motywację mam podobną. Chcę też tym maratonem poprawić sobie prędkości przelotowe, co może przydać się w górach na Łemkowynie czyli ŁUT 70.
Prawda jest jednak taka, że żadne najzajebistsze trasy z atestem PZLA nie mogą równać się z wąską, pustą ścieżką w lesie lub po grani - moje oczy uwielbiają patrzeć daleko na horyzont i na zieloność, która mnie tam otacza. To daje mi poczucie harmonii i spokoju wewnętrznego. Na głównej arterii dzielnicy Ursynów raczej tego nie doświadczysz.
A zatem tak, jestem zadeklarowaną fanką gór, ale dajcie mi też czasem pogubić kapcie na ulicy.
Żeby dobrze biegać w górach, trzeba najpierw dobrze biegać po asfalcie i robić właśnie m.in. treningi tempowe - tak ostatnio słyszałam ;) A swoją drogą, nigdy nie startowałam na 5km i nie mam życiówki na tym dystansie. Tylko nie wiem, czy to kiedyś zmienię... Trzymam kciuki za asfaltowe plany i za jesienny maraton :)
OdpowiedzUsuń