piątek, 15 stycznia 2016

Falenica vol. 1 - o nogach z waty, sercu ze stali i krótkiej nauczce

foto ze strony: https://www.facebook.com/vincec.foto

Falenica to cały cykl biegów tzw. górskich rozgrywanych zimą właśnie w Falenicy na obrzeżach Warszawy (kto nie zna niech poczyta na: http://orienteering.waw.pl/pl/node/838). Nie będę jednak opisywać tu szczegółów, bo o tych zawodach już pisałam TU i TU i jeszcze w paru miejscach. W tym roku opisując kolejne Falenice skupię się ciekawostkach i że tak powiem "smaczkach". A moja pierwsza Falenica w tym roku miała smaczek... mojito. 

Nie, nie biegłam na kacu! Jestem nudną biegaczką, która porzuciła alkohol dla zdrowia i wyników (lampka wina w piątek wieczorem się nie liczy, no nie?),  więc nie oczekujcie, że rzucę się na trasę z 21 podbiegami mając we krwi Kapitana Morgana z miętą i limonką. 

Tym razem chciałam być sprytna, ale nie wyszło. Pozamykali mi w Święta wszystkie sklepy biegowe, więc nie było skąd wziąć żelu z kofeiną, który ratuje biegaczy w chwilach słabości.  Nic to, pomyślałam - na Rzeźniku werwy dodał mi energetyk to może teraz też zadziała i będąc w dniu zawodów na stacji benzynowej sięgnęłam w ramach tego sprytnego planu po jakiegoś XL-a o smaku mojito. 

**** 

Pierwsze cztery podbiegi na trasie pokonałam sprawnie. Za mną i przede mną dyszeli i puszczali obłoki pary w piętnastostopniowym mrozie inni biegacze, ale trzymałam się w grupie i napierałam. Z czasem jednak stwierdziłam, że w mojej piersi (lewej, dodam) coś nie halo, bo serce próbuje z niej energicznie wyskoczyć i łupie jak by było ze stali. Temu nieprzyjemnemu uczuciu zaczęła towarzyszyć dla kontrastu niespotykana wcześniej miękkość i watowatość nóg. Jak mówią w reklamie "a nogi były miękkie jak kaczuszka". I jak tu robić wynik na takich nogach.  Pozostało palnąć się w łeb i modlić, żebym nie skończyła w ramionach ratownika, a raczej na jakichś ratowniczych noszach. Szybko dotarło, że energetyk być może fajnie działa na kierowcę w trasie, gimnazjalistę na imprezie, piechura górskiego, ale na pewno nie na kogoś, kto stara się pokonać jak najszybciej piaszczyste podbiegi więc i tak ma tętno kosmiczne). 


A zatem doturlałam się siłą woli do mety, ani razu na szczęście nie przechodząc do marszu, ale po zastopowaniu stopera chciałam cichutko skonać bolejąc nad swoim tętnem i głupotą. Popełniłam nic innego jak szkolny błąd - nie bierz przed zawodami niczego, czego wcześniej nie testowałaś. Wynik 51:33 okazał się drugim po mojej zeszłorocznej życiówce 49:58, ale myślę, że stać mnie byłoby na więcej, gdyby nie tętno w rozmiarze XL i oparach mojito. 

23 stycznia - edycja Falenicy numer 2. Tym razem już zaopatrzyłam się grzecznie w żel węglowodanowy i trenując wytrwale liczę na urwanie tych  nadwyżek w wyniku z początku roku.     


8 komentarzy:

  1. ... a wystarczyło zapytać biegaczki po sąsiedzku :)
    Zawsze mam zapas koksu w apteczce.

    Co by nie powiedzieć, to ja też zrobiłam drugi czas z poprzedniego roku, więc... pewnie siarczysty mróz nie pozwolił na więcej. Ot co - za tydzień przekonamy się com watreśmy. Oby tego śniegu nie dowaliło, już starczy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ren będę pamiętać jakby co i wstąpię w potrzebie :) A trasę Falenicy będę musiała obadać już pojutrze i znów 5 kółek więc trochę przetrę szlak przed 23-cim :)

      Usuń
  2. Ewa to i tak świetnie. Batonik energetyczny dawany w pakiecie startowym na Półmaratonie Nocnym we Wrocławiu doprowadził mojego kolegę w połowie biegu wprost do toalety. Następnie pozwolił na drobne kroczki do mety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to samo mi powiedzieli na mecie, że miałam farta nie kończąc w krzakach :)

      Usuń
  3. Powodzenia. Ja na Falenicę obraziłam się dwa lata temu, więc nie wiem, czy mnie tam jeszcze kiedyś zobaczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! To ciekawe :) Dlaczego obraziłaś się na Falenicę?

      Usuń
    2. Podrzucam lekturę: http://wielkaimprowizacja.blogspot.com/2014/01/falenica-do-trzech-razy-sztuka.html

      Usuń
    3. No taaak, ja też wtedy już biegałam, ale przyznam szczerze że jakoś mi to specjalnie nie przeszkadzało że mają taki system. Ot, taki lokalny bieg bez pomiaru elektronicznego :) Teraz technologia poszła do przodu bo skanują kod kreskowy z numeru więc obsuwy są mniejsze, ale nadal do precyzji daleko. Za to jaki zajebisty trening pod górki :)

      Usuń