Bo ty masz tak wszystko poukładane - powiedział kolega.
Gadka była o bieganiu, planie treningowym, diecie i różnych takich rzeczach, które sobie planuję, a potem robię. I których... jestem może niewolnikiem (tak sobie pomyślałam przez chwilę).
Mało spontanu, dużo reżimu,
mało nagród, dużo wyrzeczeń.
Czy to dobra droga? O złote gacie walczę, o jakieś trofea? Kasę? Sławę i chwałę (w postaci tych 10 lajków na fejsie i 3 komów pod postem)?
Lubię biegać i tyle. Równie dobrze mogłabym więc nie rezygnować z flaszki wina w przeddzień treningu, siedzieć po nocach oglądając kolejne sezony seriali zamiast grzecznie kłaść się po 23-ciej. Jeść co mi się podoba. Mogłabym olać współpracę z trenerem, masaż przeciążonych mięśni, zapisywać się na biegi spontanicznie i jeszcze bardziej spontanicznie w nich startować z myślą - jakoś to będzie, a jak będzie ciężko, to sobie najwyżej pomaszeruję.
Tylko że tak nie robię, bo nie chcę albo może nie umiem. Szykuję się jak na wojnę na te biegi. Moje podejście do startu w zawodach jest spontaniczne jak regulamin korzystania z biblioteki publicznej. 10 stałych punktów - zieeew! Realizuję plan treningowy z prawie aptekarską precyzją i wieczorami, mimo że padam z nóg, grzecznie się rozciągam.
Mam swój reżim, który sama sobie narzuciłam i bez którego czułabym się gorzej. Trochę tak jak dziecko, które musi mieć stały rytm, żeby się nie zagubić w chaosie dnia.
Mam swój reżim, który sama sobie narzuciłam i bez którego czułabym się gorzej. Trochę tak jak dziecko, które musi mieć stały rytm, żeby się nie zagubić w chaosie dnia.
Ja wiem - każdy jest inny. Jedni dobrze czują się w takim kieracie, inni za nic w świecie nie zmuszą się do kija i marchewki, bo to odbiera im całą radość z robienia tego, co lubią. Albo ponad tym całym sportowym hajem stawiają swoją strefę komfortu. Pytanie, kto lepiej na swoim podejściu wychodzi. Chociaż w sumie na to pytanie nie da się odpowiedzieć, bo każdy ma też inne cele.
Spontaniczny biegacz dajmy na to wymięknie w połowie maratonu, ale po chwili rozczarowania, skupi się na pięknych widokach dookoła i marszem dotrze do mety - szczęśliwy. Spontaniczny biegacz pobiegnie 10 km gorzej niż rok wcześniej, ale w ogóle się tym nie przejmie, bo tak naprawdę jakie znaczenie ma 10, 30 czy nawet 90 sekund?
Biegacz "poukładany" będzie za to robić wszystko, żeby osiągnąć cel i mieć progres. Widoki, atmosfera, ta cała otoczka są owszem miłe, ale tak naprawdę liczy się.... wynik?
Nie, nie sądzę żeby to był tak naprawdę wynik zapisany w kilku cyferkach. Raczej liczy się to, na ile zrealizowany został plan. Na ile udało się zrobić wszystko, żeby osiągnąć cel i usunąć przeszkody, które mogłyby ten plan zawalić.
No dobra - chyba się zaliczam bardziej do tych drugich. Mam poukładane. Lubię swoją karteczkę z planem i biblioteczny rytuał przedstartowy - daje mi to poczucie kontroli. Może gdybym była samorodnym talentem biegowym, który pyka w tygodniu po maksymalnie 25 kilosów, a potem na zawodach trzaska imponujące życiówki, miałabym gdzieś plany. Ale ja czuję, że muszę swoje wybiegać, żeby był postęp. I ponieważ mozolnie wybieguję, to szału ni ma, ale jakiś tam postęp jest.
Zaszło mi jednak to "poukładanie" usłyszane od kolegi za skórę jak drzazga i trochę uwiera. Wiadomo, poukładany to nudny. Fajnie być szaloną i trochę spontaniczną :)
Ale czy ja jestem tak naprawdę poukładaną osobą? W niedzielny poranek zamiast spać, wyrywam do lasu zrobić 20 km, bo prostu to lubię. Bez racjonalnych podstaw zapisuję się na zawody, gdzie będzie trzeba przebiec ciągiem 78 km po górach, chociaż dopiero 2 tygodnie temu przebiegłam po nich po raz pierwszy 43. Zapominam o obowiązkach rodzinnych, domowych (o, to wczoraj było zebranie w szkole?), bo akurat robię trening. Lubię skręcać w nieznane zakamarki i gubić się tam biegnąc. Może nie jestem jednak taka poukładana.
A jak jest z wami?
U mnie spontan pod kontrolą ;) Zdarza mi się biec w zawodach totalnie nieprzygotowaną (MGS), po kontuzji (Praga), albo po prostu ze świadomością, że życiówki nie będzie, bo nie. Ale zdarza mi się również trzymać jako taki reżim treningowy - choć mój reżim przy twoim to śmiech na sali :) Za dużo u mnie zmiennych jest (trzy zmienne własnie kłócą się przy stole, czwarta zmienna poszła na basen), żebym była w stanie trzymać reżim treningowy z prawdziwego zdarzenia
OdpowiedzUsuńNo fakt, nie wiem jak ja bym to ogarnęła mając 3 dzieciaków których nie można zostawić samych. Nie jestem w aż tak komfortowej sytuacji jesli chodzi o czas na treningi jak osoby bez dzieci, ale odkąd moje chlopaki podorastały (ten 9 lat też już jest ogarnięty :) mam o wiele większe pole do popisu. A ten Twoj MGS na spontanie to dla mnie naprawdę niezły wyczyn !
UsuńMnie się wydaje, że to tym spontanicznym więcej ucieka, ale to moje zdanie. Jestem mistrzem planowania, efektywności i nawet jeśli czasem odpuszczę ten dryg, to wracam doń z ogromną chęcią. Z regularności jest progres. Nie tylko w bieganiu. Praca, praca, praca. Oczywiście, w rozsądnych proporcjach z życiem towarzyskim, przyjemnościami, rodziną.
OdpowiedzUsuńPoukładanym żyje się lepiej :)
Uff, dobrze jest czytać takie słowa :)
UsuńDla mnie 'reżim' to jedyny sposób, żeby wszystko ogarnąć, nie chodzi wyłącznie o sport, tylko o każdą dziedzinę życia. Im więcej mam na głowie, tym lepiej się wyrabiam, działam efektywniej, jestem w stanie więcej ogarnąć. A jak sobie odpuszczę to rozłazi mi się dosłownie wszystko, jestem niepozbierana, roztrzepana, itp. Więc w moim przypadku - reżim tak, ale nie dla wyników, tylko zdecydowanie dla własnego dobra ;)
OdpowiedzUsuńRacja. Najgorzej było u mnie na roztrenowaniu - jakiś taki chaos zapanował. Człowiek nie wiedział czy ma biegać czy nie, co zjeść, itd. Po wznowieniu treningów wszystko wróciło do normy i życie stało się prostsze :)
UsuńA ja tam jestem spontaniczna. Nazwa bloga "Wielka Improwizacja" zobowiązuje ;)
OdpowiedzUsuńWedług mnie nie ma różnicy, czy ktoś jest poukładany i sztywno się trzyma planów i założeń, czy leci na spontanie i jakoś to będzie! Ważne, żeby się w tym odnajdywać i na siłę nie przylepiać sobie łatki jestem taki/taka bo tak będzie lepiej. Najważniejsze jak my to czujemy, bo biegamy dla siebie a nie dla innych ;p
OdpowiedzUsuńNie mogłem się powstrzymać ;-)
OdpowiedzUsuńhttp://memy.pl/mem_1070628_skrecilas_na_treningu_w_nieznana_uliczke
A ty złośliwcu ;-)
UsuńSpodobał mi się ten blog ^_^
OdpowiedzUsuń