Dołączam do Garminowców (jeszcze nie Garminoholików). Właśnie przeczytałam, jak to Emilia zaczęła biegać z Garminem, a ja też pomimo niedawnej niechęci do pomiarów, ustawiłam parę dni temu w kompie swój pierwszy garminowy trening, założyłam "wielką cebulę" na rękę i poszłam testować.
Program był interwałowy czyli: 10 min trucht w tempie ok. 6:00 + 6 x 2 min w tempie 4:55-5:05 / p 2' trucht + 10 min trucht. To jak zostałam obsłużona przez 305-tkę wprawiło mnie w zachwyt. Pełen luksus: pip zwolnij, pip przyspiesz, pip you are in desired zone (ciekawe dlaczego ten akurat komunikat jest po angielsku). Każdy kolejny interwał był ponumerowany co mi się podobało bo często się gubię, ile już zrobiłam i czasem jest za dużo, a czasem za mało. No i oczywiście potem w domku oglądanie tego wszystkiego i sprawdzanie czasów. Profeska :)
W weekend miało być hulanie po lesie, ale jak zajechałam na początek ścieżki i zobaczyłam rozlewisko, to jednak nastąpił wycof na twarde. Za karę za bycie miętką wywiało mnie solidnie - szczególnie po nawrotce miałam wrażenie, że ciągnę za sobą otwarty spadochron. Z tego co wiem Nike oferuje nawet wśród gadżetów treningowych taki spadochron do stawiania sztucznego oporu podczas biegu. Producent zapewnia że Sparq Parachute tworzy 15 kg oporu. No więc jeśli nie ma wiatru, to możemy sobie sprawić za 179 zeta i przyczepić coś takiego:
Drogo, ale proszę jak wygląda pan trenujący ze spadochronami ;-)
Ubiegły tydzień dał mi jednak bardziej w kość pod względem wspinaczkowym niż biegowym. Jak już pisałam, staram się dołożyć sobie mocy przed wyjazdem w skały pod koniec marca i muszę przyznać, że nie wiem jak efekty, ale starania (wspierane przez trenera) są bardzo skuteczne. Tak skuteczne, że ostatnio mogę się wspinać tylko z palcami pooklejanymi taśmą, bo troczki i ścięgna aż trzeszczą. Podobnie jak w bieganiu planuję jednak niedługo mały tapering wspinaczkowy, żeby zregenerować się przed kluczowym wydarzeniem, bo 3x bieg + 3x wspin w tygodniu to chyba na dłuższą metę by mnie wykończył. No i poza tym ciężko z wolnym czasem na to wszystko.
Też mam 305:) Do treningów interwałowych jest kapitalny. Lubię też wirtualnego partnera. Ustawiasz sobie tempo biegu i cały czas pokazuje Ci, czy biegniesz w nim, czy wolniej, czy szybciej. I informuje np, że masz 20 metrów straty do partnera.
OdpowiedzUsuńA co do lasu to nie wiem, o jakim piszesz, ale w niedz. zrobiłem trochę kaemów w Kabackim, rzeczywiście błota trochę było, ale dało się. No i nie wiało tak masakrycznie jak poza lasem...
Weekend zapowiada się rewelacyjnie więc można będzie odwiedzić kilka leśny ścieżek i dokonać pomiarów. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń@ Krasus - Jeden z moich lasów to Mazowiecki Park Krajobrazowy. Akurat ta część gdzie chciałam biegać to też lokalna droga dla samochodów. Rzadko tam jeżdzą, ale narobiły takich kolein i błocka, że naprawdę mi się odechciało :)
OdpowiedzUsuńOjej, jakbym czytała siebie... Tzn w tej drugiej części. Od kilku miesięcy się wspinam (a właściwie dopiero się uczę) - 3 x wspin i 4 x bieganie to masakra. Tzn teraz przed Półmaratonem Warszawskim trochę odstawiam wspinanie, ale potem... Znów ten dylemat. Jak Ty to godzisz?!?! ;)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie Garminoholików :) Jeśli chodzi o bieganie z przytroczoną szmatą, mieliśmy kiedyś z mężem pomysł, żeby robić treningi w trapezie i z podpiętym małym kitem ;)
OdpowiedzUsuńAva, ale jakbyś tak poganiała z żaglem (pod wiatr, rzecz jasna), w następnym sezonie wymiatałabyś na maratonach górskich :) El Gouna... pojechałoby się...
OdpowiedzUsuńWitam kolejną koleżankę w gronie Garminowców. Jego zalety najbardziej można docenić właśnie w treningu interwałowym. Udanego użytkowania :)
OdpowiedzUsuńMieszkam w Lublinie, więc bywam na Kotłowni. Polecam jak zawitasz na Wschód! Na "żywe" skały mam nadzieję w lecie, jak jeszcze trochę okrzepnę. A co do dnia przerwy - słuszne założenie, ale wtedy dni w tygodnia trochę brakuje... Ale warto kombinować, od wspinania przybywa mocy do biegania! :)
OdpowiedzUsuńAlacati... Byliśmy tam 4 lata temu w okresie, w którym miało kuć. W ciągu 8 dni mieliśmy chyba 1 dzień nierównego wiatru. Spotkaliśmy na miejscu miłą parę z Holandii. Przyjechali na 3 tygodnie i doczekali się w sumie 3 czy 4 dni wiatru. Miejscowi mówili, że od kilku lat to, co od stuleci było "oczywistą oczywistością" (rozwiewa się na początku czerwca, gaśnie we wrześniu), okazało się być niepewną niepewnością :( Ale poza tym w Alacati bardzo nam się podobało i polecam jako malowniczą miejscówkę na wakacje w Turcji, bez masy hoteli all-inclusive i dzikiego tłumu :)
OdpowiedzUsuń