Niektórzy biegają UTMB, a inni UTW. I chociaż tych pierwszych okrywa potem sława i chwała, to na bank nie mają na trasie takiej radochy, jak ci z UTW czyli z Ultra Trejl du Warsowi. I nie robią pompek na szczytach.. cieniasy ;-)
fot. J.Abramczuk (http://100hrmax.pl ) |
A zaczęło się jak zwykle od kombinowania, gdzie by tu bryknąć w weekend, żeby nie było nudno, ale za to blisko domu, długo i w miarę niepłasko. Korciła mnie górka na Moczydle albo górka Szczęśliwicka, gdzie obiecywałam sobie, że kiedyś dotrę z Wawra. No i nagle z pomocą przyszli odjechani, ekstremalni "alpiniści" zdobywający Koronę Warszawy - 5 szczytów w 25 dni w świetle jupiterów (ale przy okazji w szczytnym celu).
A gdyby tak sieknąć te 5 szczytów na raz? Ciach, ciach, jeden po drugim, w końcu wyjdzie tylko 34 km, czyli idealne długie wybieganie. Najpierw miało być po cichu i bez jupiterów, ale czemu by nie namówić kogoś dla towarzystwa? No to zaprosiłam Jacka-ultrasa, który 34 km wciąga nosem, a potem po drobnym anonsie na moim facebookowym fanpage'u i dodaniu wydarzenia na fanpage'u Smashing Pąpkins nastąpiła eskalacja i z duetu zrobiła się pokaźna drużyna - 17 biegaczy i biegaczek gotowych na spędzenie połowy niedzieli na uganianiu się po miejskich górkach.
Ruszamy zatem o 9 rano spod Kopca Powstania Warszawskiego przy Bartyckiej kierując się w stronę ursynowskiej Kopy Cwila.
"Wszyscy z drogi, idę jak czołg!
To miasto będzie dziś zdobyte..."
Dzień po rozmemłanej w deszczu sobocie słońce przynajmniej próbuje wreszcie przedrzeć się zza chmur. Trzeba przyznać, że pomijając wmordewind na końcówce, pogodę mamy spoko. 10 stopni, sucho - do biegu idealnie.
Fajne jest to, że prawie każdy z nas zna jakiś kawałek miasta lepiej niż inne, więc prowadzący się zmieniają bez wahania prowadząc grupę z dala od ruchliwych ulic, przez ogródki, parki, podwórka, Mordor na Postępu, a nawet tunel kolejowy (ups, a co to za światełka i trąbienie? czyżby właśnie jechała na nas SKM-ka?).
fot. (http://100hrmax.pl) |
Ja chociaż mieszkam tu od dziecka, poznaję dziś niezły kawał nowej Warszawy. Biegniemy, gadamy, wsysamy żele, wsuwamy batony, niezmordowani Jakub i Mikołaj robią grupie dziesiątki zdjęć, jest pięknie. Niektórzy biegną z nami tylko fragment trasy, bo po chorobie, albo z braku czasu, ale takie dołączenie na kawałek jest OK. W przeciwieństwie do tych z UTMB, my pozwalamy wejść na trasę i z niej zejść w dowolnym momencie i bez konsekwencji.
Mijają kolejne szczyty - na Szczęśliwickiej jesteśmy jeszcze świeżakami, ale Moczydło na około 21-szym kilometrze daje przynajmniej mi już ostro w czwórki. No, ale UTW to UTW, lecimy dalej -"Smashing Pąpkins" i żelazo nie klęka, więc pozostaje mi tylko po cichu liczyć na pit-stopy na czerwonym świetle. Jeśli o mnie chodzi, tempo jest ciut wysokie jak na długie wybieganie, ale jeszcze w granicach przyzwoitości. Może dociągnę do mety. Szybciory i ścigacze z naszej grupy pewnie ukradkiem ziewają, jednak co grupa to grupa - dostosowują się do wolniejszych i chwała im za to.
Po drodze na Starówkę mamy elegancki zbieg ulicą Sanguszki i zaraz za parkiem Fontann naszym oczom ukazuje się na Gnojna Góra - niby pitu-pitu, niby nieduża skarpa na tyłach Rynku Starego Miasta. To pitu-pitu jest jednak jak ratlerek - cienko szczeka, ale potrafi ukąsić. Tarabanimy się po konkretnej stromiźnie na górę (już widzę robienie tam podbiegów w seriach), a tam dłuższa chwila dla fotoreporterów (zaangażowaliśmy nawet miłego pana do sfotografowania naszej bandy).
fot. (http://100hrmax.pl) |
Nogi już mocno czuć, ale do mety tylko kilka kilometrów. My nie damy rady? Zbiegamy nad samą Wisłę i lecimy nabrzeżem. Jak to zwykle bywa w okolicach Wisłostrady i na tym odcinku pizga prosto w ryjek, jednak Krasus przytomnie stwierdza, że nie ma co marudzić, bo jak popracujemy mocniej na treningu, to na zawodach będzie łatwiej. Słuszna uwaga, niech więc wieje, niech naku...wia beaufortami. Co nas nie zabije, niech spada.
Wreszcie widzę skręt w Bartycką, yes! Niektórzy mają taki ciąg na bazę, że włączają szósty bieg i pędzą, na przykład Aga, moja rzeźnicka partnerka. Ło rety, co będzie, jak jej się to włączy na 70-tym kilometrze Rzeźnika, a mi nie? :)
Dopadamy parkingu i naszych furek, ale nie ma tak łatwo, bo został do zdobycia ostatni szczyt czyli Kopiec Powstania Warszawskiego. Całą 13-tką (bo tyle nas zostało) prujemy po schodach na górę, gdzie zaplanowałam przy okazji wręczenie każdemu małego medalu na pamiątkę UTW.
fot. (http://100hrmax.pl) |
Czasu na grawera nie było, więc z pomocą przyszedł mi dział cukierniczy w spożywczaku i pasmanteria. Każdy dostaje na górze piernikowy dowód uporania się z całą 34-kilometrową trasą UTW i ponieważ jest nas mniej niż medali większość nadwyżki z pudełka wyjadamy zostawiając tylko czerwone sznurki. Do wysłania zostały dwa medale, ale naprawdę głodni byliśmy, sorka!
Wyrazy współczucia również dla Was, guys and girls z UTMB - wy na mecie nie możecie schrupać nawet kawałeczka swojego medalu, a u nas taki wypas, że glikogen uzupełniamy medalami, jeszcze zanim się zorientuje, że tak nisko spadł.
No i tak to kończy się nasz tour. Z poczuciem dobrego złachania, rozjeżdżamy się do domów i do rodzin, które pewnie tam siedzą i myślą - Ile do cholery można biegać po jednym mieście?
fot. Krasus (http://www.biecdalej.pl/) |
Super akcja! Jeszcze nie na moje nogi, ale kiedyś... :)
OdpowiedzUsuńOj tam, była na obozie górskim i mówi że nie na jej nogi ;-) Natomiast tempo było faktycznie mocnawe 5:30-5:45 a mam też kilometry po 5:18-5:20.
UsuńŚwietny pomysł. Gratulacje !
OdpowiedzUsuńDzięki! Muszę się wybiegać przed latem, bo w lipcu i sierpniu nastawiam się na powrót do windsurfingu :)
UsuńNastawienie dobre ale myślę że i tak więcej dni biegowych niż dni na wodzie wyjdzie Ci w wakacje.
UsuńNo jeżeli w Tarifie nie powieje to faktycznie, ale jednak liczę na konkretny gwizdek przez 2 tyg. :)
UsuńTeraz czas na zdobycie wszystkich mostów :)
OdpowiedzUsuń- z dwóch stron!
OK! Tym razem faktycznie może zaatakujmy mosty, póki wszystkie jeszcze nie spłonęły ;-)
UsuńŻal było się rozstawać na Ursynowie, ale z dobrze poinformowanych źródeł słyszałem, że będzie sekend edyszyn :) a wtedy #niemaniemogę
OdpowiedzUsuńMówisz, że takie słuchy chodzą? ;-) No skoro tak, to lecimy!
UsuńŚwietny pomysł. Gratulujemy realizacji i zazdrościmy takiej frajdy. My jeszcze za cienkie jesteśmy, żeby z Wami latać, ale wielki SZACUN. Jesteście najlepsi!
OdpowiedzUsuńJej! Dzięki :) Faktycznie dzięki takiej grupie było bardzo wesoło i po prostu super. Ale tu nie ma czego zazdrościć - każdy może taką wycieczkę zrobić, nawet jesli tylko zdobędzie 2 albo 3 szczyty :)
UsuńByło super. Dzięki za pomysł.
OdpowiedzUsuńOstatnie pół kilometra pokonałem ciągnąc nosem po ziemi - ale szczyt zdobyty, a grupa jeszcze na mnie czekała. Medale super-ekstra-klasa! Nasz grupka biegowa jeszcze lepsza! Super się z wami biegło! :)
No ja też na Czerniakowskiej miałam dość więc już zęby zaciśnięte i byle pod Kopiec. Ale to są te chwile, kiedy hartuje się nasza głowa w biegu i wychodzimy z tej słynnej nudnej strefy komfortu :)
Usuń