piątek, 11 października 2013

Lokalnie czy globalnie

Czy często Wam się zdarza, że post dezaktualizuje się w ciągu 5 minut po jego napisaniu? Mi się właśnie tak zdarzyło, mogłabym go wyrzucić do kosza, ale w sumie go zostawię.



Trwa czas maratonów. Czas ich biegania i czas myślenia o nich.
Ja robię to drugie ostatnio, ale z decyzją mam jak koń pod górkę. No bo lokalnie czy globalnie? Co wybrać?
Dlaczego ludzie zapisują się na maraton w innym kraju pół roku wcześniej, nie wiedząc w jakiej będą formie, wydają kupę kasy na bilet i opłatę startową i jadą gdzieś hen, parę godzin się pomęczyć? A jak nie wyjdzie, a jak nie będzie życiówki? Czy ten powrót na tarczy nie będzie bardziej bolesny niż powrót z takiego np. Krakowa, Poznania czy Wrocławia, bo całe przedsięwzięcie, ekscytacja i oczekiwania były większe?
Pytania asekuranta :) Wiadomo, kto nie ryzykuje, ten się nie bawi.

W 2014 r. pasuje mi na maraton 13 kwietnia i latem wymyśliłam sobie, że po raz pierwszy zarządzę turystykę maratońską i udam się do Rotterdamu. Ale Rotterdam daleko, koszty całej imprezy wysokie i w sumie to gdzieś tam zaczęła się tlić myśl, że może by tak Łódź. Jednak with all respect for the Boat, jakoś mi tam średnio ten maraton pasuje, wolałabym np. Kraków. Ten z kolei jest za późno. No i nagle gruchnęła wieść, że będzie można pobiec maraton 13 kwietnia w Warszawie, bo Orlen zmienił termin. Czyli wygodniutko, bo domu! Aaaaa! No i co tu wybrać?



"A, co będę jechać taki kawał? Wystarczy że wsiądę w SKM-kę i za 20 minut będę na starcie maratonu" 
"No ale kto wie, jak długo jeszcze zdrówko mi na maratony pozwoli. Orlen biegłam, czas na coś nowego" 
"A jak mi nie pójdze w Rotterdamie? Nie chcę się przedreptać po trasie, tylko poprawić wynik"
"No tak, ale czy Orlen po raz drugi będzie wystarczającą motywacją, żeby z entuzjazmem i zapałem przetrenować zimę?" 
"Ale to sama mam tam jechać? W Warszawie by kibicowała cała rodzina"

Łomatkobosko, już mnie łeb boli od tych kombinacji, a mąż tylko patrzy i nic nie komentuje, jak znów podchodzę i mówię, że ok, zdecydowałam się na Orlen, a dzień później szukam tanich biletów w KLM-ie.
Na chwilę obecną jestem zapisana na Orlen i na 99% zdecydowana na Rotterdam :)
Drodzy maratończycy globtroterzy napiszcie mi, dlaczego startujecie za granicą.
Potrzebuję więcej argumentów "za".  Tylko nie piszcie, że chodzi o zwiedzanie miasta w biegu, bo w to nie uwierzę :)

Z ostatniej chwili: trochę za sprawą Krasusa, jestem zdecydowana na Rotterdam na 100%. 

9 komentarzy:

  1. Dlaczego? Och, to proste, bo to przygoda! Bo można zwiedzić kawałek obcego dotąd świata, zamierzam spędzić w NL około tygodnia, zobaczyć Amsterdam, Roterdam, odwiedzić znajomych itd:) No i jeszcze warto nadmienić, że zagraniczne, te największe, maratony mają smak kibicowania, o jakim w Polsce możemy pomarzyć. Do dziś mnie ciary przechodzą jak wspomnę Barcelonę, gdzie w niektórych miejscach wiwaty ludzi zagłuszały mi myśli o upływających kilometrach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba Krasus napisał wszystko powyżej :) Ja tylko dodam że się wybieram do Rzymu turystycznie od kilku , ale dopiero maraton w Rzymie mnie zmotywował i jedziemy całą rodziną :) A do tego przygotowanie koszulki w narodowych barwach z imieniem i te niezrozumienie w pracy jak mówisz ludziom że jedziesz do innego kraju i płacisz tam za to żeby męczyć się na 42 km - bezcenne. ! :)

      Usuń
  2. Co prawda nie biegałam jeszcze maratonu nigdzie poza swoim miastem, w przyszłym roku z różnych względów będę jednak się decydować na coś poza Wrocławiem. Ale myślę, że z jakiś czas na pewno będę chciała przebiec jakiś zagraniczny maraton - w Berlinie, w Tromso, w Londynie... To na pewno jest przygoda! a z tym zapisywaniem się na pół roku przed to w ogóle jest śmieszna sprawa, też ostatnio nad tym sobie myślałam, obstawiamy w ciemno, że konkretnego dnia super się będziemy czuli, będziemy wypoczęci, nie dostaniemy kataru, nic się nie wywali w pracy i będziemy na pewno mieć wielką ochotę na bieganie:) co najlepsze - zazwyczaj tak później jest;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja to mam w planie pierwszy maraton, więc nie będę dużo kombinować i pojadę najbliżej czyli do Katowic ;) I zrobię wszystko żeby się wtedy dobrze czuć ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego, że przebiegnięcie maratonu można połączyć ze zwiedzeniem nowego miejsca, odwiedzeniem znajomych. Można zobaczyć, jak organizuje się biegi gdzie indziej, jak wygląda doping przy trasie, itp. itd. Co jeśli forma nie dopisze albo wydarzy się jeszcze co innego? Przeszłam przez to w Sztokholmie - zrezygnowałam z biegu po 18 km. To naprawdę nie jest koniec świata, a fajnych wspomnień z tego wyjazdu i tak mam mnóstwo :) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Za 6 dni jadę do Amsterdamu. Nie wiem jak będzie. Trzy tygodnie temu debiutowałam w maratonie w Warszawie. Może będzie dobrze. A może nie dobiegnę. Ale za to zwiedzę Amsterdam, zobaczę jak wygląda organizacja maratonu za granicą, pochłonę atmosferę. Mam zamiar dobrze się bawić - i nawet ta cholerna prognoza pogody zapowiadająca 10mm deszczu tego nie zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to powodzenia :) Twoje podejście bardzo mi się podoba co nie zmienia faktu że masz mocny plan - drugi maraton 3 tygodnie po pierwszym? Have fun!!! :)

      Usuń
  6. Ja w sumie należę do lokalsów i nigdy nawet nie planowałam maratonu za granicą (ok, myślę ciepło o maratonie w Stambule, ale to na razie w sferze marzeń, a nie planów). Wolę wyjechać gdzieś turystycznie, a maraton "załatwić" na własnym podwórku. A z drugiej strony, wiem, że to żadna wielka wyprawa, ale z Poznania wróciłam na tarczy, a jednak ani trochę nie żałuję tego wyjazdu. Myślę, że jeśli się zdecydujesz, niezależnie od wyniku nie będziesz żałowała.

    OdpowiedzUsuń