piątek, 15 lipca 2011

Na fałszywą nutkę

Trochę mnie tu nie było, ale szkoliłam się na członka załogi maszynowni okrętowej, a konkretnie na mechanika silników drobnicowca.  W życiu nigdy nic wiadomo, więc drugi fach w ręku się przyda. A tak na poważnie, to dostałam olbrzymie tłumaczenie z opisem uszkodzeń silnika statku i przez ostatnie 1,5 tyg. siedziałam w wałach korbowych, pokrywach łożyska i innych tego typu gadżetach.

A co tam w świecie sportu i biegania? No cóż, jest ze mną trochę jak z orkiestrą dętą, w której padła jedna z trąbek - niby gra ale coś na fałszywą nutkę. Ta padnięta trąbka czyli mój mięsień goleniowo-kulszowy niestety nie daje o sobie zapomnieć, nawet po pokaźnej inwestycji w jego rehabilitację. Ostatnio kiedy to grzecznie wykonałam kawalek planu treningowego z szybkimi interwałami bardzo dał o sobie znać i trochę zwątpiłam nawet, czy kiedyś będzie "tak jak przedtem".   Dzisiejsze 10 km chociaż wolne (1:00 h) też odczułam. 

Mogę więc sobie biegać wolno (6 min/km) i nie za daleko, ale wszelkie intensywne treningi, interwały i podbiegi odpadają. A 30 lipca mój ulubiony Bieg Powstania. I co?
Ano zapisałam się na piątkę - najpierw z myślą o próbie bicia życiówki, ale na dzień dzisiejszy - raczej z myślą o rekreacyjnym przemierzeniu tej trasy.  Nie ma się co szarpać, tym bardziej, że już następnego dnia o świcie wyruszam na wakacje i nie chciałabym ich spędzić jak w sanatorium - na leżaku.  No i jeszcze słowo o Pile. Piła się zmyła. Nie pobiegnę we wrześniu połówki niestety, bo musiałabym teraz robić po 15-18 km na raz. Noga mówi temu NIE! 

Mój rehabilitant powiedział, żebym zrobiła sobie drugie usg, pokazała lekarzowi i może on coś nowego wymyśli - podobno facet z identycznym urazem, biegacz, dostał zastrzyki z hormonu wzrostu na wyleczenie swojej kontuzji. Wywołuje się kontrolowany stan zapalny i potem zaczyna się właściwe gojenie i odbudowa tkanki łącznej. Brzmi to trochę groźnie, ale jestem otwarta na różne opcje :)

Co ciekawe, mniej boli, kiedy się wspinam, więc wspinam się ostatnio intensywnie. Jest pewien progres, co mnie bardzo cieszy i trochę zmniejsza dołek związany z regresem biegowym. Wielka w tym zasługa mojego instruktora, który naprawdę fajnie układa mi plan treningów pod tytułem "Mocy przybywaj". W weekend wybieram się znów w skały i o ile nie zmyje nas jakaś burza, są szanse na konkretne działania i dobrą zabawę wspinaczkową. Mocy przybywaj! :)

3 komentarze:

  1. Straszne jest to, że ładując spore pieniądze w rehabilitację nie mamy żadnej gwarancji efektu. Mój portfel też boleśnie to odczuwa. Mój czas rozpoczęcia treningów biegowych się oddala i Maraton Warszawski kolejny raz mi ucieknie...

    Trzymaj się Ava!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że choć ze wspinaniem dobrze. A ten mięsień kiedyś w końcu przestanie boleć, w co mocno wierzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech no. Pewnie, że w końcu przestanie. Święta racja, dobrze, że chociaż wspinanie działa, jak potrzeba. Oby jak najszybciej wszystko wróciło do normy, kto wie, może te cuda z hormonem pomogą!

    OdpowiedzUsuń