Zrozumiałam to dobitnie po dzisiejszym wspinaczkowym treningu na "koalę", podczas którego dostałam przyjemny "paseczek" o wadze 5 kg i ubrawszy go musiałam robić przez prawie godzinę różne wygibasy na bulderze czyli niskiej, ale przewieszonej ściance.
Taki trening hipergrawitacyjny ma podobno głęboki sens przy rozwijaniu siły (pozostaje mi w to wierzyć:)), no bo łatwo sobie wyobrazić jak lekko jest, gdy już się człowiek tego balastu pozbędzie. Jednak podczas wspinaczki z obciążeniem dostają mocno wszystkie stawy, plecy, palce i delikwent (czyli ja) na koniec wytacza się ze ścianki z potem na czole. Tak, tak mamy koale nie mają lekko.
O 14-tej czułam się tak wypluta, że zaczęłam żałować, że warsztaty Ergo ze stabilizacji nie są jutro. Zapisałam się na nie, a teraz czułam, że nie mam na nic siły. Na szczęście udało się jakoś zregenerować i dotrzeć na wieczór z wielką piłką oraz innymi gadżetami. Wiedziałam od Hanki (która też była na warsztatach), że prowadzący czyli Agnieszka i Jarek dają w kość, a jednocześnie są bardzo dobrzy merytorycznie. Swoje przygody ze stabilizacją zaczęłam po kontuzji więzadła bocznego i stwierdziłam, że fajnie by było rozwinąć się w tym temacie robiąc nowe ćwiczenia pod okiem fachowców.
Warsztaty były w małych grupach i trwały godzinę, podczas której zaliczaliśmy różne stacje: wielkie piłki, berety, bosu i równoważnię.
Dla mnie najtrudniejsze okazało się leżenie z nogami na piłce, biodrami w górze i podnoszenie w górę jednej nogi oraz dwóch rąk jednocześnie (spróbujcie koniecznie! :-D):
Drugie w rankingu pod względem masakryczności były ćwiczenia wymagające stabilizacji bocznej (oj, jak wyszedł jej brak!). Też na piłce i też podnoszenie nogi, ale bokiem. Trenerka Agnieszka robiła to z wdziękiem i tak naturalnie, jakby w życiu większość czynności wykonywała leżąc na piłce bokiem. Jednak po prezentacji, gdy się za to zabrałam okazało się że to wcale nie jest łatwe.
| Tu akurat na piłce jakaś dobrze ustabilizowana bocznie kursantka :) |
Nowe więc zadanie: ĆWICZYMY STABILIZACJĘ BOCZNĄ czyli cały gorset mięśniowy wokół pasa i bioder. Ku własnemu zdziwieniu nieźle poszło mi na "pół-piłce" czyli Bosu. Chyba dzięki robieniu podobnych ćwiczeń właśnie po kontuzji kolana.
Ogólnie warsztaty uważam za bardzo udane. Stabilizacja to coś, czego kiedyś kompletnie nie doceniałam i dopiero jakiś czas temu okazało się, że jest ważny element sukcesu zarówno w bieganiu, we wspinaniu jak i na przykład jeździe na nartach. Alpejczycy przed sezonem ćwiczą podobno tak, że robią salta z lądowaniem na piłce rehabilitacyjnej - patrząc na to co wyczynia na stoku Bode Miller (USA) jestem w stanie w to uwierzyć :)
ps. Pozdrowienia dla Hani i Mausera, z którymi miałam przyjemność ćwiczyć na warsztatach.
fot. Ergo-Centrum Biegowe

Pozdrowienia zwrotne :) Te ćwiczenia wydają mi się zawsze wyrafinowaną formą tortur (poza ćwiczeniami na bosu, bo je lubię), ale są naprawdę bezcenne. A stabilizacja boczna u mnie leży i kwiczy. Chlip chlip.
OdpowiedzUsuńJa sobie chyba jednak taką piłkę w końcu kupię...
OdpowiedzUsuńFajne ćwiczenia. Chyba w końcu trzeba zacząć takie rzeczy doceniać!
OdpowiedzUsuńchyba zleciałbym z tej piłki na twarz;)hi,hi... pozdrowionka
OdpowiedzUsuńkoala to nie miś :)
OdpowiedzUsuńa trening fajny, zmeczylam sie czytajac ;)
patyk
może nie niedźwiedź, ale na pewno miś:))
OdpowiedzUsuń