Mikołaj przyniósł mi pod choinkę fantastyczną książkę Murakamiego "O bieganiu..." i nowiutkiego Garmina 305! Pogoda do biegania jest genialna. I co?
Zawieszam buty na kołku, bo nowa franca się przyplątała, a mianowicie prawdopodobnie coś z moim achillesem. Niby nie boli, ale jakoś tak trochę ściska w okolicach pięty i nad nią, więc chyba jednak coś tam się dzieje. Fakt że ostatnio, mea culpa, zaniedbałam trochę rozciąganie "po", no i może to w połączeniu z dłuższymi i szybszymi treningami dało właśnie taki efekt.
Poczytawszy na forach i blogach (w tym znajomych - Midi, Mauser) ile się można bujać z achillesem i czym kończy się zlekceważenie pierwszych objawów, że coś jest nie halo, postanowiłam tym razem grzecznie schować buty do szafy na 10 dni (na razie) i dać nodze odpocząć. Tym bardziej, że 14 stycznia wyjazd na narty. Trochę więc nogę rozciągam, chłodzę, smaruję Mobilatem i klnę pod nosem. Aha i zaczynam basen - zgodnie z radą Mausera porzuciłam wstępne plany rowerowe i zostawiłam pływanie (oraz, oczywiście wspinanie). Dziś zameldowałam się o 7:50 na OSiR Polna, gdzie do znudzenia pływałam na grzbiecie na zmianę z kraulem na samych rękach :(
Do lekarza jednak jeszcze nie idę - popróbuję sama z tego wyjść i bardzo proszę o trzymanie kciuków, żeby się udało :)
Blog o bieganiu w damskim wydaniu. Po mieście, po lesie i górach - wszędzie, byle do przodu...i w górę :)
środa, 28 grudnia 2011
poniedziałek, 26 grudnia 2011
BIEG NA CZUJA - relacja, wyniki
No i po Biegu na Czuja. I-szym Biegu na Czuja :) Gratulacje i podziękowania dla wszystkich zawodników i wspierających gości! Szczególnie za to, że nie zraziła ich ani nędzna pogoda ani poświąteczne rozleniwienie.
Chcąc zamieścić małą relację zacznę od godz. 9:30 rano. Tym razem serwisy meteo były precyzyjne i kiedy wyjrzałam przez okno obawiając się, że będzie padać.. padało. Do dźwięków deszczu za oknem wkrótce dołączyły dźwięki sms-ów z wiadomością, że dwie z zapisanych na bieg zawodniczek nie przybędą. Wierzyłam jednak, że pozostała twarda czwórka nie zawiedzie i nie pomyliłam się :)
Po podaniu deklarowanego czasu, w jakim przebiegną 5 km, na starcie ustawili się: Emilia, Hania, Asia, która wpadła na bieg prawie w ostatniej chwili, bo dziś miała Dzień Mylenia Trasy i Wojtek. Jak widać, na linii startu tłoku nie było, dzięki czemu zawodnicy uniknęli tratowania się na pierwszym zakręcie, a czas brutto mógł wreszcie być równy czasowi netto.
Na sygnał dany przez Bartka wszyscy dziarsko ruszyli w stronę lasu. Trochę martwiliśmy się, czy się nie zgubią, chociaż wcześniej udało się nam poprzyklejać na drzewach strzałki kierunkowe wzdłuż całej trasy.
Pierwsza linię mety przecięła Hanka osiągając bardzo dobry czas w wietrznym i błotnistym lesie (24:18). Tym razem jednak nie o to chodziło, kto pierwszy będzie na mecie. Chodziło o czuja.
Sześć minut później na ostatniej prostej ukazały się sylwetki Wojtka i Emilii, którzy jak się zdawało, celowali w podobne tempo biegu. Prawie jednocześnie wbiegli na metę z czasem 30:46 i 30:47.
Wypatrywaliśmy Aśki. Wypatrywaliśmy, wypatrywaliśmy ... i nic. Uznaliśmy, że albo zadeklarowała czas na 5 km w okolicach 60 min. :) albo się po prostu zgubiła, więc po kolei wyruszały do lasu poszczególne osoby na poszukiwania, ale na próżno. W końcu wzięłam rower Bartka (kolana pod brodą, bo koła 20 cali i kapeć na tylnej oponie) i popędziłam szukać Asi. Musiałam chyba wyglądać jak pani, która ukradła jakiemuś dziecku rowerek i teraz próbuje na nim zwiać przez las. W końcu dostałam info, że po 1 godzinie i 15 minutach Asia aka Ironwoman osiągnęła linię mety. Okazało się że naprawdę miała Dzień Mylenia Trasy i zamiast wedle strzałek pobiegła za jakimś postronnym biegaczem :)
Bardzo się ucieszyliśmy, że jednak się odnalazła, bo wszystkim było już naprawdę zimno.
Przyszedł wreszcie czas na ogłoszenie zwycięzcy i wręczenie dyplomów oraz nagrody.
I tak, I-szy Bieg na Czuja wygrała Hania, która pomyliła się w swoim szacowanym wyniku (25:00) tylko o 42 sekundy, czyli jak widać bieganie na czuja naprawdę nieźle jej wychodzi! Hip hip hurra dla Hani!
Kolejne miejsca zajęli:
Emilia - 47 sek pomyłki, a więc można powiedzieć, że podium było również w jej zasięgu,
Wojtek - 2 min. 8 sek. pomyłki
Aśka - (nie wiem, czy można tu mówić o pomyłce, ale przez pościg za biegaczem X rozminęła się z deklarowanym czasem o 45 min! :-D
A na koniec puściliśmy wszystkich z dyplomami i torbami :)
Mam nadzieję, że za jakiś czas uda się zorganizować II-gi Bieg na Czuja, tym razem w większym gronie i przy lepszej pogodzie.
Chcąc zamieścić małą relację zacznę od godz. 9:30 rano. Tym razem serwisy meteo były precyzyjne i kiedy wyjrzałam przez okno obawiając się, że będzie padać.. padało. Do dźwięków deszczu za oknem wkrótce dołączyły dźwięki sms-ów z wiadomością, że dwie z zapisanych na bieg zawodniczek nie przybędą. Wierzyłam jednak, że pozostała twarda czwórka nie zawiedzie i nie pomyliłam się :)
Po podaniu deklarowanego czasu, w jakim przebiegną 5 km, na starcie ustawili się: Emilia, Hania, Asia, która wpadła na bieg prawie w ostatniej chwili, bo dziś miała Dzień Mylenia Trasy i Wojtek. Jak widać, na linii startu tłoku nie było, dzięki czemu zawodnicy uniknęli tratowania się na pierwszym zakręcie, a czas brutto mógł wreszcie być równy czasowi netto.
Na sygnał dany przez Bartka wszyscy dziarsko ruszyli w stronę lasu. Trochę martwiliśmy się, czy się nie zgubią, chociaż wcześniej udało się nam poprzyklejać na drzewach strzałki kierunkowe wzdłuż całej trasy.
Pierwsza linię mety przecięła Hanka osiągając bardzo dobry czas w wietrznym i błotnistym lesie (24:18). Tym razem jednak nie o to chodziło, kto pierwszy będzie na mecie. Chodziło o czuja.
Ten spacerowy krok to tylko pozory :) |
Sześć minut później na ostatniej prostej ukazały się sylwetki Wojtka i Emilii, którzy jak się zdawało, celowali w podobne tempo biegu. Prawie jednocześnie wbiegli na metę z czasem 30:46 i 30:47.
Wypatrywaliśmy Aśki. Wypatrywaliśmy, wypatrywaliśmy ... i nic. Uznaliśmy, że albo zadeklarowała czas na 5 km w okolicach 60 min. :) albo się po prostu zgubiła, więc po kolei wyruszały do lasu poszczególne osoby na poszukiwania, ale na próżno. W końcu wzięłam rower Bartka (kolana pod brodą, bo koła 20 cali i kapeć na tylnej oponie) i popędziłam szukać Asi. Musiałam chyba wyglądać jak pani, która ukradła jakiemuś dziecku rowerek i teraz próbuje na nim zwiać przez las. W końcu dostałam info, że po 1 godzinie i 15 minutach Asia aka Ironwoman osiągnęła linię mety. Okazało się że naprawdę miała Dzień Mylenia Trasy i zamiast wedle strzałek pobiegła za jakimś postronnym biegaczem :)
Bardzo się ucieszyliśmy, że jednak się odnalazła, bo wszystkim było już naprawdę zimno.
Przyszedł wreszcie czas na ogłoszenie zwycięzcy i wręczenie dyplomów oraz nagrody.
I tak, I-szy Bieg na Czuja wygrała Hania, która pomyliła się w swoim szacowanym wyniku (25:00) tylko o 42 sekundy, czyli jak widać bieganie na czuja naprawdę nieźle jej wychodzi! Hip hip hurra dla Hani!
Kolejne miejsca zajęli:
Emilia - 47 sek pomyłki, a więc można powiedzieć, że podium było również w jej zasięgu,
Wojtek - 2 min. 8 sek. pomyłki
Aśka - (nie wiem, czy można tu mówić o pomyłce, ale przez pościg za biegaczem X rozminęła się z deklarowanym czasem o 45 min! :-D
A na koniec puściliśmy wszystkich z dyplomami i torbami :)
Mam nadzieję, że za jakiś czas uda się zorganizować II-gi Bieg na Czuja, tym razem w większym gronie i przy lepszej pogodzie.
niedziela, 25 grudnia 2011
"Bieg na czuja" - referendum
UWAGA!!!
BIEG NA CZUJA - czyli zapowiadana na poniedziałek zabawa biegowa na Kabatach już coraz bliżej, bo już jutro o 11:00.
Jedno co mnie martwi to pogoda, bo niektóre serwisy meteo pokazują na jutro deszcz i wiatr. Inne tylko zachmurzenie czyli na dwoje babka wróżyła. Będzie padać albo nie będzie :)Accuweather - tu deszcz
Wunderground - i tu deszcz
W Weatheronline, wygląda to trochę bardziej optymistycznie:
Pytanie brzmi więc, ile osób spośród zgłoszonych przyjdzie nawet, jeśli będzie padać? Dziś idziemy z Wojtkiem sprawdzić trasę w lesie więc dam też znać po południu, w jakim jest stanie.
My będziemy tam na pewno niezależnie od pogody, ale jak reszta zawodników? Nie poddajemy się i jesteśmy twardzi, czy przekładamy imprezę na inny termin np. 7 stycznia 2012? Albo można też przenieść na Trasę Siekierkowską, gdzie się biegnie po kostce. Piszcie szczerze :)
Na wszelki wypadek jeszcze raz informacje organizacyjne i mapka:
Data: 26 grudnia 2011 godz. 11:00
Dystans: 5 km
Miejsce biegu: Las Kabacki (przy linii startu na Grand Prix W-wy czyli za Tesco).
No i zasada główna Biegu:
1. Każdy uczestnik przed biegiem dostaje karteczkę, na której zapisuje imię i nazwisko oraz DEKLAROWANY CZAS, W JAKIM MYŚLI, ŻE PRZEBIEGNIE 5 KM :) Wygrywa ten kto się najmniej pomyli w typowaniu własnego tempa.
Przewidziana Nagroda Główna i drobna nagroda dla każdego!
Z OSTATNIEJ CHWILI! - JESTEŚMY TWARDZI, BIEGNIEMY, MIEJSCE I TERMIN AKTUALNY. DO ZOBACZENIA JUTRO! :)
niedziela, 18 grudnia 2011
Lubię zimę
Hu hu ha, kto by nie lubił takiej zimy, jeśli musi siedzieć w mieście, jeździć samochodem i jeszcze czasem sobie konkretnie pobiegać.
Wiem co prawda, że dzieci są sytuacją wyraźnie zniesmaczone, a może raczej zaniepokojone - słyszę to codziennie. Faktycznie, będąc dzieckiem też uważałam, że zima bez śniegu to lipa (ale takich lipnych zim kiedyś nie było). No w każdym razie ja dzieckiem już nie jestem, więc wszystkie 3 treningi w tym tygodniu wykonałam z czystym zadowoleniem i komfortowo. No może z wyjątkiem dzisiejszego, ale o tym za chwilkę.
Tydzień zaplanowałam zgodnie z utartym schematem: wtorek interwały, piątek tempo narastające, niedziela wybieganie.
We wtorek udało się wybiec z domu o 7:30, dzięki czemu już nie było ciemno, ale jeszcze szron się skrzył we wschodzącym słońcu - pięknie. Jakieś 3 km rozgrzewki i 10 x 1 min w okolicach 4:55-5:00.
W piątek z kolei wymyśliłam BNP - najpierw miało być to 45 min podzielone na 3 piętnastki, ale w końcu przy ostatniej najszybszej części zabrakło mi już pary w nogach i miała 10 min zamiast 15 min. Tak czy siak, było nieźle - gdzieś z tyłu głowy aż mi się czai po całym tym pechowym roku obawa, że jak to? nie boli? nie zatyka astma? coś to podejrzane :)
No a na niedzielę zaplanowałam około 13 km na spokojnie. Przez okno o 8:00 rano zanotowałam, że nie pada i nie ma szronu, więc ubrana w Icebreakera 150, t-shirt techniczny i bluzę Nike Dri-fit oraz... o zgrozo - buffa jako opaskę na głowę, udałam się w stronę Mostu Siekierkowskiego. Samochód został niedaleko, a ja ruszyłam przed siebie i szybko się zorientowałam, że była to najgłupsza trasa, jaką mogłam na dziś wybrać, ponieważ zdmuchiwało mnie z Mostu, a właściwie pchało do tyłu, gdyż na rozgrzewkę obrałam kierunek wmordewind. Jakoś tak mam jednak, że mówię sobie, "dobra jakoś to będzie" więc nie zawróciłam, tylko walczyłam z wiatrem dalej. Wszyscy aktywiści (czyli aktywni w niedzielny poranek biegacze i rowerzyści) byli zakutani w kominiarki na twarz albo kaptury, a ja z włoskiem rozwianym orałam pod wiatr marząc, żeby dobiec do nawrotu, po którym będzie fajnie, bo będzie mnie pchało do przodu zamiast do tyłu.
Niestety po nawrocie okazało się, że biegnie się owszem łatwiej, ale wieje w lekko spocone plecy i w gołą głowę. W myślach robiłam więc spis inwentaryzacyjny podręcznej apteczki zastanawiając się, czy mam w domu specyfiki na przeziębienie. W efekcie 11-ty kilometr przez Most pokonałam w tempie ok. 5:00 bo po prostu chciałam się stamtąd jak najszybciej zawinąć. Skończyło się na 12,3 km łącznie i z ulgą dopadłam ciepłego samochodu :) Mimo wszystko było bardzo fajnie i dobrze mi się biegło.
Przyszły tydzień zapowiada się też nieźle. Chcę się raz wybrać do Lasu Kabackiego sprawdzić trasę pod Bieg Wyczuj Tempo czy też Bieg na Czuja :)
Przy okazji już jestem umówiona na wigilijny biegowy poranek. No i 24 grudnia, pod choinką razem z Wojtkiem znajdziemy... Garmina 305, który sama tam zresztą położę jako Pani Mikołajowa, ho ho ho ho!
ps. zapisałam się jednak na Półmaraton Warszawski :)
Wiem co prawda, że dzieci są sytuacją wyraźnie zniesmaczone, a może raczej zaniepokojone - słyszę to codziennie. Faktycznie, będąc dzieckiem też uważałam, że zima bez śniegu to lipa (ale takich lipnych zim kiedyś nie było). No w każdym razie ja dzieckiem już nie jestem, więc wszystkie 3 treningi w tym tygodniu wykonałam z czystym zadowoleniem i komfortowo. No może z wyjątkiem dzisiejszego, ale o tym za chwilkę.
Tydzień zaplanowałam zgodnie z utartym schematem: wtorek interwały, piątek tempo narastające, niedziela wybieganie.
We wtorek udało się wybiec z domu o 7:30, dzięki czemu już nie było ciemno, ale jeszcze szron się skrzył we wschodzącym słońcu - pięknie. Jakieś 3 km rozgrzewki i 10 x 1 min w okolicach 4:55-5:00.
W piątek z kolei wymyśliłam BNP - najpierw miało być to 45 min podzielone na 3 piętnastki, ale w końcu przy ostatniej najszybszej części zabrakło mi już pary w nogach i miała 10 min zamiast 15 min. Tak czy siak, było nieźle - gdzieś z tyłu głowy aż mi się czai po całym tym pechowym roku obawa, że jak to? nie boli? nie zatyka astma? coś to podejrzane :)
No a na niedzielę zaplanowałam około 13 km na spokojnie. Przez okno o 8:00 rano zanotowałam, że nie pada i nie ma szronu, więc ubrana w Icebreakera 150, t-shirt techniczny i bluzę Nike Dri-fit oraz... o zgrozo - buffa jako opaskę na głowę, udałam się w stronę Mostu Siekierkowskiego. Samochód został niedaleko, a ja ruszyłam przed siebie i szybko się zorientowałam, że była to najgłupsza trasa, jaką mogłam na dziś wybrać, ponieważ zdmuchiwało mnie z Mostu, a właściwie pchało do tyłu, gdyż na rozgrzewkę obrałam kierunek wmordewind. Jakoś tak mam jednak, że mówię sobie, "dobra jakoś to będzie" więc nie zawróciłam, tylko walczyłam z wiatrem dalej. Wszyscy aktywiści (czyli aktywni w niedzielny poranek biegacze i rowerzyści) byli zakutani w kominiarki na twarz albo kaptury, a ja z włoskiem rozwianym orałam pod wiatr marząc, żeby dobiec do nawrotu, po którym będzie fajnie, bo będzie mnie pchało do przodu zamiast do tyłu.
Niestety po nawrocie okazało się, że biegnie się owszem łatwiej, ale wieje w lekko spocone plecy i w gołą głowę. W myślach robiłam więc spis inwentaryzacyjny podręcznej apteczki zastanawiając się, czy mam w domu specyfiki na przeziębienie. W efekcie 11-ty kilometr przez Most pokonałam w tempie ok. 5:00 bo po prostu chciałam się stamtąd jak najszybciej zawinąć. Skończyło się na 12,3 km łącznie i z ulgą dopadłam ciepłego samochodu :) Mimo wszystko było bardzo fajnie i dobrze mi się biegło.
Przyszły tydzień zapowiada się też nieźle. Chcę się raz wybrać do Lasu Kabackiego sprawdzić trasę pod Bieg Wyczuj Tempo czy też Bieg na Czuja :)
Przy okazji już jestem umówiona na wigilijny biegowy poranek. No i 24 grudnia, pod choinką razem z Wojtkiem znajdziemy... Garmina 305, który sama tam zresztą położę jako Pani Mikołajowa, ho ho ho ho!
ps. zapisałam się jednak na Półmaraton Warszawski :)
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Bieg "WYCZUJ TEMPO" - lista startowa :)
Aloha!
Jak na prawdziwy bieg przystało, przydałoby się mieć prawdziwą listę startową, żeby było wiadomo, ile osób ma ochotę pobiec i ile nagród-niespodzianek mamy przygotować ;-)
Zanim się wpiszecie, wielka prośba - przynieście (kto ma) indywidualne termosy z herbatą i innymi ciepłymi napojami, bo nie dysponujemy kotłem na uwarzenie większej ilości napoju. Tzw. przekąski energetyczne uzupełniające stracone zapasy sił zapewniamy!
Start planujemy na okrągłą godzinę 11:00, więc przydałoby się być wcześniej w celach rozgrzewki, itd.
Kto chętny na bieg, niech się dopisuje w komentarzach, a ja przeniosę nazwiska na poniższą listę.
LISTA STARTOWA:
1. Ewa Siwoń
2. Wojtek Siwoń
3. Hania Walenta
4. Staszek Walenta
5. Kasia Wolska
6. Emilia Przybył
7. Joanna Mostowska
8. Jakub Karp
PS. Uwaga! Szukamy też fajnego hasła związanego z biegiem "Wyczuj Tempo" - licząc na waszą wenę twórczą i dobre pomysły!
Jak na prawdziwy bieg przystało, przydałoby się mieć prawdziwą listę startową, żeby było wiadomo, ile osób ma ochotę pobiec i ile nagród-niespodzianek mamy przygotować ;-)
Zanim się wpiszecie, wielka prośba - przynieście (kto ma) indywidualne termosy z herbatą i innymi ciepłymi napojami, bo nie dysponujemy kotłem na uwarzenie większej ilości napoju. Tzw. przekąski energetyczne uzupełniające stracone zapasy sił zapewniamy!
Start planujemy na okrągłą godzinę 11:00, więc przydałoby się być wcześniej w celach rozgrzewki, itd.
Kto chętny na bieg, niech się dopisuje w komentarzach, a ja przeniosę nazwiska na poniższą listę.
LISTA STARTOWA:
1. Ewa Siwoń
2. Wojtek Siwoń
3. Hania Walenta
4. Staszek Walenta
5. Kasia Wolska
6. Emilia Przybył
7. Joanna Mostowska
8. Jakub Karp
PS. Uwaga! Szukamy też fajnego hasła związanego z biegiem "Wyczuj Tempo" - licząc na waszą wenę twórczą i dobre pomysły!
niedziela, 4 grudnia 2011
Wyczuj tempo!
Moi drodzy!
Rozglądając się za poświątecznymi krótkimi biegami organizowanymi w Warszawie stwierdziłam ...ich brak. Przyznam szczerze, że szukaliśmy z Wojtkiem jakiejś miłej piątki, która wniosła by trochę adrenaliny do ciała zasiedziałego przy świątecznym stole i podświadomie domagającego się "wyprowadzenia na spacer". OK, a więc skoro nie ma, to sami sobie taki bieg zrobimy!
Niniejszym ogłaszam zatem, że organizujemy towarzyski bieg poświąteczny pod hasłem WYCZUJ TEMPO!
Oczywiście, żeby formalnościom stało się zadość poniżej przedstawiamy sklecony naprędce BWR czyli Bardzo Ważny Regulamin ;-)
Data: 26 grudnia 2011 godz. 11:00
Miejsce biegu: Las Kabacki (wstępnie przy linii startu na GP W-wy czyli za Tesco)*
*w razie zasp i śniegu po pas (czy ktoś w to wierzy?) możemy przenieść bieg np. na Trasę Siekierkowską (tam gdzie było też jedno GP)
Dystans: 5 km
No i zasada główna Biegu:
1. Każdy uczestnik przed biegiem dostaje karteczkę, na której zapisuje imię i nazwisko oraz DEKLAROWANY CZAS, W JAKIM MYŚLI, ŻE PRZEBIEGNIE 5 KM
2. Karteczki wrzucamy do urny ;-) a pulsometry i stopery do depozytu, haha (tak, tak, nie ma podglądania!)
3. Na mecie będzie mierzony czas stoperem (chipy nie są przewidziane, co najwyżej chipsy) i porównywany z czasem deklarowanym.
4. Zwycięzcą zostaje osoba, która przybiegnie w czasie najbardziej zbliżonym do deklarowanego, ale przewidujemy coś miłego dla każdego :)
Traktujemy wszystko z lekkim przymrużeniem oka, nie chodzi o setne i dziesiąte sekund. Zastanawiam się, jak by tu sensownie mierzyć czas na mecie - na razie do dyspozycji mam jednego człowieka niebiegnącego + stoper. Może jakieś pomysły, oferty, ludzie do pomocy?
Może puszczać wszystkich nie jednocześnie, ale co chwilę i każdy sobie sam włączy swój stoper/pulsometr (oznaczony np. numerem startowym) odda "stoperowemu" a potem w momencie przekraczania mety dostanie do ręki w celu własnoręcznego zastopowania. Czekam na pomysły i info czy ktoś w ogóle będzie w W-wie w tym czasie i jest zainteresowany taką zabawą :)
ZAPRASZAMY!
Inicjator: etrampki.pl feat. Ewa i Wojtek
Sponsor medialny: blog "do-przodu-i-w-gore" ;-)
Sponsor bardziej konkretny: HRmax.pl
Rozglądając się za poświątecznymi krótkimi biegami organizowanymi w Warszawie stwierdziłam ...ich brak. Przyznam szczerze, że szukaliśmy z Wojtkiem jakiejś miłej piątki, która wniosła by trochę adrenaliny do ciała zasiedziałego przy świątecznym stole i podświadomie domagającego się "wyprowadzenia na spacer". OK, a więc skoro nie ma, to sami sobie taki bieg zrobimy!
Niniejszym ogłaszam zatem, że organizujemy towarzyski bieg poświąteczny pod hasłem WYCZUJ TEMPO!
Oczywiście, żeby formalnościom stało się zadość poniżej przedstawiamy sklecony naprędce BWR czyli Bardzo Ważny Regulamin ;-)
Data: 26 grudnia 2011 godz. 11:00
Miejsce biegu: Las Kabacki (wstępnie przy linii startu na GP W-wy czyli za Tesco)*
*w razie zasp i śniegu po pas (czy ktoś w to wierzy?) możemy przenieść bieg np. na Trasę Siekierkowską (tam gdzie było też jedno GP)
Dystans: 5 km
No i zasada główna Biegu:
1. Każdy uczestnik przed biegiem dostaje karteczkę, na której zapisuje imię i nazwisko oraz DEKLAROWANY CZAS, W JAKIM MYŚLI, ŻE PRZEBIEGNIE 5 KM
2. Karteczki wrzucamy do urny ;-) a pulsometry i stopery do depozytu, haha (tak, tak, nie ma podglądania!)
3. Na mecie będzie mierzony czas stoperem (chipy nie są przewidziane, co najwyżej chipsy) i porównywany z czasem deklarowanym.
4. Zwycięzcą zostaje osoba, która przybiegnie w czasie najbardziej zbliżonym do deklarowanego, ale przewidujemy coś miłego dla każdego :)
Traktujemy wszystko z lekkim przymrużeniem oka, nie chodzi o setne i dziesiąte sekund. Zastanawiam się, jak by tu sensownie mierzyć czas na mecie - na razie do dyspozycji mam jednego człowieka niebiegnącego + stoper. Może jakieś pomysły, oferty, ludzie do pomocy?
Może puszczać wszystkich nie jednocześnie, ale co chwilę i każdy sobie sam włączy swój stoper/pulsometr (oznaczony np. numerem startowym) odda "stoperowemu" a potem w momencie przekraczania mety dostanie do ręki w celu własnoręcznego zastopowania. Czekam na pomysły i info czy ktoś w ogóle będzie w W-wie w tym czasie i jest zainteresowany taką zabawą :)
ZAPRASZAMY!
Inicjator: etrampki.pl feat. Ewa i Wojtek
Sponsor medialny: blog "do-przodu-i-w-gore" ;-)
Sponsor bardziej konkretny: HRmax.pl