sobota, 26 marca 2016

Miastowa do górskiego ultra się znów rychtuje

Do mojego gwoździa biegowego programu zostało już tylko 3 tygodnie z kawałkiem, aaaaaaa! 

fot. http://trailstripsrelax.de/

Niby tylko 6 km więcej niż przebiegnięty Rzeźnik, ale za to o 1400m więcej do góry. Zaczynam mieć spinę. To się chyba BPS nazywa czyli Bezpośrednie Przygotowanie Startowe. Albo raczej "Biegunka Przed Startowa". Zima zleciała, dodatkowej formy z kup teraz na allegro nie załatwię, więc lecę z tym co mam i zobaczymy, co te litry potu na treningach były warte. 

Podsumowując, miało się w planach trenować do górskiego biegu troszkę w górach. Na południe Polski się miało jeździć, Tatry przelecieć. Ale plany planami a lajf lajfem. Udało mi się śmignąć po górach 3 razy, w tym zero razy po Tatrach. 
Zrobiłam szybki wypad w rejon Szczyrku, potem w Gorce, gdzie odbyłam Icebug Winter Trail, a na koniec karkonoski ZUK - razem jakieś 110 km. 



Oczywiście były to bardzo wartościowe treningi, w tym w szczególności 9-cio godzinny (w gratisie do biegu) trening stabilizacji w śniegu na Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim. Solą jednak i pieprzem (o ja pieprzę, już nie mogę) moich treningów były warszawskie ścieżki. 

Po pierwsze poligon Falenica 

Zrobiłam 5 biegów w ramach zawodów cyklu Zimowe Biegi Górskie i sporo katowania się tam w weekendy. Życiówka na zawodach nie pykła niestety, nadal najlepszym wynikiem jest moje zeszłoroczne 49:58, ale zbliżyłam się do niej na 30 sek. No cóż latka lecą - nie robię sobie wielkich nadziei, że nagle będę dużo szybsza, ale za to wyciągam tajną broń na W czyli wytrzymałość. Tak proszę Państwa, rok temu na propozycję zrobienia tam 6 pętli (ok. 20 km) obśmiałabym się jak norka. W tym roku zrobiłam ze 3 razy taki zestaw. Nuda okrutna, chyba że w towarzystwie się leci, ale jakie korzyści dla ciała. W końcu Falenica jest chyba jedynym biegiem górskim, gdzie wszystkie podbiegi podbiegam, no więc 42 podbiegane podbiegi to treningowy konkret.



Szczególnie ciekawa była ostatnia 6. edycja - już nie punktowana, więc się postanowiłam nie spieszyć i połączyć to z treningiem, robiąc właśnie 42 (a nawet 43) podbiegi. Zawody jak zawody, truchtam sobie pod górkę, aż tu nagle ... jęknęłam na głos - o matko jakie łydki!
Bywało się dublowaną w Falenicy przez lotną eskadrę z niebieskimi numerami (czyli tych szybszych), widziało się ich łydki, ale łydki, które minęły wtedy, były inne. Bez mikrograma zbędnej tkanki, perfekcyjne, jak odlane z brązu. I ta prędkość z jaką oddalały się pod górę - były i zniknęły jak sen. Nie rozpoznałam właściciela, wiedziałam tylko, że widzę tutaj te łydki pierwszy raz. Dwa dni później przeczytałam, że w Falenicy gościnnie pobiegł... Marcin Świerc :) Salomonowe leginsy nad łydkami się zgadzały. Amen.


Po drugie Kopiec Powstania Warszawskiego

Schody na powietrzu, leśna ścieżka dookoła. Lubię to :) Tu trenowałam przed Rzeźnikiem biegając w górę wzdłuż lasu krzyży i w tym roku znów na Kopcu bywam. 350 stopni - na tyle płaskich, że bardziej komfortowo leci się po dwa. Znów wniosek tegoroczny - nie idzie mi to wbieganie pod górę jakoś błyskawicznie, ale tajna broń na W czyli wytrzymałka wygrywa. W zeszły wtorek zrobiłam tam 16 podbiegów (co daje jakieś 5600 schodków). Rok temu umierałam na 10-tym. 



Schody w bloku 
No tu mam lekkie poczucie niedosytu - rok temu schodingu było więcej. Byłam co prawda raz w Mariotcie na organizowanym grupowym bieganiu po schodach, ale to by było na tyle. A na Maderze schodków ponoć w ch....

Fragment trasy (40-ty kilometr)
Miało być też dużo biegania z oponą, ale jak rzekli mądrzejsi, ciąganie opony zaburza wzorzec ruchu i lepiej sobie darować. Darowałam sobie, bo słucham mądrzejszych, szczególnie jeśli trenuję według ich planu. 

Asfalcik 

Niedawno Olga Łyjak na swoim blogu Biegam w górach pisała, że biega w górach, ale na asfalcie też trenuje. Ja też, ja też! W końcu górski bieg, poza podejściem, na którym jak sama nazwa wskazuje podchodzimy i zbiegiem, na którym jak sama nazwa wskazuje zapierdzielamy, są też spore odcinki płaskiego, gdzie prędkość się przydaje.
Robię zazwyczaj kilometrówki przedzielane krótszymi przerwami, albo 200-tki. I szczerze to lubię. Do tego dochodzą kilometry tłuczone wolno w ramach STW czyli "swoje trzeba wybiegać" i to w zasadzie tyle. A nie przepraszam, jeszcze są ... 

Ćwiczenia 

Co tu pisać? Chcesz mieć mocne nogi - rób przysiady, rób wykroki, wypady, martwe ciągi, core stability, brzuch i tak dalej. Robię i ja... trochę :) Zbiorowo z obozybiegowe.pl i solo w domu. 

Tak więc rychtuję się ja rychtuję, plan treningowy napięty jak baranie jaja, pośladki też, a w sercu płonie nadzieja na ukończenie Maderki w całości i bez przeszkód. 

***

Aż tu nagle wszystko się wywraca do góry nogami, bo Krasus podsyła relację pewnej laski z Ultraśledzia. I to nie bylejaką relację. Sylwia z Lublina po prostu rozwala system swoim opisem 80 kilometrowego ultra, które postanowiła sobie przebiec na zasadzie "ja nie dam rady?!"  - Pewnie nie każdemu by się to udało, ale Sylwia w limicie się zmieściła, a do tego w jakim stylu. Czytając jej relację umarłam ze śmiechu X razy, ale teraz to myślę sobie: a może tak powinnam biegać ultra jeśli nie jestem ani Świercem ani Magdą Łączak ani nikim innym kto walczy o pudło? Bez dupościsku, strasznie ważnych przygotowań, planu i wywalonego z zmęczenia jęzora po drodze ;-) Biegać dla zabawy. Olać starannie dobrane żele energetyczne (pasztet podlaski rządzi), olać oszczędzanie cennych sekund na punktach odżywczych. Tylko czy umiałabym? 
Chyba jednak, po włożeniu tej całej roboty w przygotowania, nie potrafiłabym potem zrobić sobie z ultramaratonu happeningu i wesołej wycieczki. Na trasie załącza mi się niestety przycisk "napierać" i nic na to nie poradzę. Mimo, że szans na pudło nie mam żadnych, to szkoda mi nawet czasu na robienie selfiaczków na szczycie góry. Co nie znaczy, że nie zazdroszczę Sylwii. Ma dziewczyna prawdziwy "luz w dupie" i szacun dla niej za to.  

***
No w każdym razie tak to miejsko-górskie szykowanie wygląda u mnie. Co z tego wyniknie, to się okaże, w każdym razie muszę pamiętać, żeby się ładnie ubrać na bieg, bo co nie nabiegam, to może dowyglądam ;-) 


2 komentarze: