Po godzinie czułam się jakbym każdy z nich przebiegła albo co najmniej przejechała trasę samochodem. A to za sprawą świetnych informacji na oficjalnych stronach maratonów, statystyk, wykresów pokazujących milę po mili nachylenie trasy i sprytnych filmików, dzięki którym, będąc na innym kontynencie można zapoznać się z całą trasą maratonu. Tak jest np. w przypadku The Avenue of the Giants Marathon, który nie jest wbrew pozorom maratonem dla olbrzymów, lecz biegiem w cieniu gigantycznych amerykańskich drzew (może to sekwoje... nie znam się)
W zasadzie bardzo fajnie, bo prawie cały czas w cieniu, ale w sumie trochę nudno przez tyle godzin biec przez las. Przecież nie jestem jakimś oszalałym Czerwonym Kapturkiem szukającym chatki babci.
No cóż nie poddajemy się - szukamy dalej. Jest! OC Marathon niedaleko Los Angeles, któremu przyświeca szczytna idea "Inspire kids to fitness". Można nawet w ramach opłaty startowej przekazać kasę na pomoc dla dzieci. Mam nadzieję, że nie chodzi o zakup hamburgerów dla młodzieży z biedniejszych rodzin. Ze strony internetowej dowiaduję się że: "The first mile of the Marathon course includes a breathtaking panorama of the Pacific Ocean" - rozmarzyłam się. Ten maraton jest jak Krynicka dycha, bo prawie cały czas z górki. I jak głosi strona www, osoba ważąca 130 funtów czyli chyba z 65 kg spali na trasie 2612 kcal. To pociąga :)
Myślę jednak że jeszcze więcej kalorii pochłania i jeszcze lepsze widoki są na Wild Wild West Marathon.
Z filmu widać, że może być dość górzyście, ale na pewno pięknie. Dodam że takich filmików z kolejnych mil WWW Marathon znalazłam na youtube tyle, że generalnie również poznałam wstępnie całą trasę. W moich podejrzeniach, że nie jest tam łatwo, utwierdziły mnie niestety takie oto statystyki wypisane na oficjalnej stronie maratonu:
Wild Wild West Marathon and Ultra
Overall: 84.7 | Course Beauty: 10 - |
Course difficulty: 9+ | Appropriateness for First Timers: 1 |
Race Organization: 9 | Crowds: 1 |
A może Big Sur - podobno jeden z najlepszych, najbardziej znanych, określonych przez Runner's World własnie tak: "If we were told that we could run only one marathon in our lifetime, Big Sur would have to be it". Bart Yasso, Runner’s World
Termin w sumie pasuje - sam koniec kwietnia. Szkoda tylko, że wpisowe to 135 USD! No nic, mam trochę czasu na decyzję ile mil i czy po lesie, po górach czy brzegiem morza:) I czy w ogóle...
Jak to czy w ogóle? Jeśli tam nie pobiegniesz chociażby połówki, to, coś mi się tak zdaje, będziesz potem to sobie dłuuugo wyrzucać.
OdpowiedzUsuńNie no połówkę to na bank :) Kwestia czy w ogóle tam dotrę, ale mam nadzieję że się uda.
OdpowiedzUsuńAva musi się udać!!! Będziemy trzymać kciuki ;)Mój kumpel http://www.mojemaratony.pl/ pobiegł w Nowym Jorku :) i tak się "rozochocił", że już szykuje się na Tokio :) pozdrowionka
OdpowiedzUsuńTo może Big Sur? Chociaż ten pierwszy leśny też mi się podoba :-) Ale jednak najlepszy Big Sur. Trzymam kciuki, żeby się udało!
OdpowiedzUsuńTen Big Sur wygląda jak z bajki! Kiedyś, podczas biegania w pieczarkarni, zanim jeszcze usunięto z telewizorków kanał podróżniczy, widziałam program o Big Sur. Co prawda obiecałam sobie kiedyś, że nigdy więcej nie pojadę do Stanów, ale tam bym mogła ;) No więc, jedź, biegnij, a potem opisz wszystko na blogu i wklej dużo zdjęć :)
OdpowiedzUsuńNo ja też myślę, że chyba Big Sur. Uroda tej trasy i widoki, po prostu walą na kolana :)
OdpowiedzUsuń